GlamGlow Sonic Blue Gravitymud Firming Treatment Maska do twarzy

Przyznam szczerze, że dostałam miniaturkę od Mikołaja, po tym jak podszeptałam mu co nie co. Dostałam wersje miniaturową (całe szczęście, tyle zaoszczędzonych monet). Duuuużo czytałam i śledziłam w necie o tej masce, no i nie mogłam się doczekać tego wspaniałego efektu ujędrnienia na własnej skórze. Dlaczego ta fioletowa najbardziej mnie zaintrygowała do tego stopnia, że wspomniałam o tym Mikołajowi? Ano dlatego, że pell-off jako jedna z nich i rzekomo ujędrnia, o pomyślałam czyli dla mnie jak nic! Maska zdziwiła mnie swoim zapachem, ni to ananas, ni to glinka takie nic, a jednocześnie zapach jest drażniący..podczas 3 użycia już mi tak nie przeszkadzał jak podczas 1. Da się przeżyć, jakoś. Do nietrafionych zaliczam również konsystencję maski, lejąco-klejąca formuła nie ułatwia aplikacji. Jednak nie zostanę fanką tej maski i nie zaliczę się do grupy osób przypisującej jej wspaniałe, niespotykane działanie. Maska nałożona na twarz rzeczywiście z białej robi się srebrna ale pod wpływem ciepła skóry trwa to może kilka sekund. Zauważyłam, że maska w miejscu w którym nakładam cienką jej warstwę od razu czerwienieje...nie wiem czego jest to wynik jednak nie wróżyło to nic dobrego i od razu podeszłam do niej z rezerwą, a mój zachwyt minął. Maska na mojej twarzy także baardzo szybko zasycha, nie skłamię jeśli powiem że to ok. 3 minuty a do 5 to już mam skorupę. Zdziwiło mnie to bo jeśli się nie mylę, to producent informuję o pozostawieniu maski na ok. 15 minut. !? Dobre sobie. Maska u mnie zasycha tak jak wspomniałam po ok. 3 minutach mocno ściagając skórę. Jeśli chodzi o zdjęcie tej maski to koszmar. Rwie się, zostają strzępki, trzeba ją skubać. Ktoś chyba żartował pisząc, że zdejmuje ją w jednej płachcie (tak, nie żałowałam maski nakładałam ją tak jak zazwyczaj, gdyby ktoś myślał, że nałożyłam zbyt cienką warstewkę). Ściaganie tej maski to nic przyjemnego, przez to jej skubanie skóra mi się podrażniła, i finalnie musiałam ją wyczyścić zwilżonym bawełnianym ręczniczkiem, w przeciwnym wypadku skubałabym ją do północy. Jeśli chodzi o ujędrnianie u mnie efekt jest zerowy. Wykazuje ona jakieś tam działanie pielęgnacyjne, skóra jest ciut gładsza, ale o co tyle szumu nie mam pojęcia. Po całkowitym zmyciu maski skóra jeszcze przez jakiś czas była zaczerwieniona. Nie polecam, jak dla mnie zwykły bubel, choćby i z Ameryki to wciąż jeśli nie spełnia swojej roli i nie jest praktyczny to bubel. Szkoda pieniędzy na takie gadżety.

Cena za 50 ml jest kosmiczna. Sama miałam miniaturę 15 ml. Nakładałam ostrożnie na twarz, więc wystarczyła mi na 3 użycia. Maska jest gęsta, lepka, bardzo dobrze się rozprowadza na twarzy. Zastyga w ok. 30 minut i można bezproblemowo ją zdejmować. Jest to maska peel-off. Nie oczyści nam jednak twarzy. Efekt nawilżenia, ujędrnienia i napięcia murowany. Fantastycznie rozświetla i naciąga skórę. Idealna przed wielkim wyjściem. Ma niesamowicie metaliczny kolor.

Szczerze mówiąc, marka GlamGlow od miesięcy wabi mnie genialnym marketingiem (ten design, opisy i promo w social media!) i zachwytami influencerek oraz jednocześnie odstrasza wysokimi cenami. Jednak limitowana edycja maseczki z jeżem Soniciem na opakowaniu to było zbyt wiele - musiałam ją mieć. I zachwycam się wraz z innymi! Kosmetyk ma jadowicie niebieski kolor - metaliczny błysk nadaje mu kosmiczny wygląd. Gdy paraduję z tą maseczką na twarzy, mój kot patrzy na mnie z niepokojem... Konsystencja jest stosunkowo gęsta i raczej lepka - załączony pędzelek to zbawienie, trudno byłoby nakładać ją palcami. Na twarzy zastyga dość szybko, bez problemu zdejmiemy ją jednym pociągnięciem. Jednak najbardziej podoba mi się "efekt liftingu" - skóra jest napięta, zwarta i widocznie wygładzona przez kilka godzin po użyciu tego kosmetyku. Przed ważnym wyjściem - rewelacja, makijaż aplikuje się i leży perfekcyjnie. Jakieś minusy? Średnio przyjemny, syntetyczny zapach, niewielka pojemność no i cena. Oszczędzam ją na wyjątkowe okazje, ale działanie mnie zachwyca - za to 5 gwiazdek!