Z marką Hada Labo Tokyo mam tak, że albo coś się u mnie sprawdza, albo kompletnie mi nie pasuje. Miałam już kiedyś inny krem pod oczy tej marki i pamiętam, że sprawdził się u mnie dobrze, ale od tamtej pory minęło już kilka lat i nie mam tej pewności czy teraz byłby ok. Z biegiem czasu zmienia się też moja skóra a wraz z nią wymagania a mimo wszystko byłam ciekawa jak spisze się wersja wygładzająca, która według Producenta ma działać na oznaki zmęczenia oraz zmarszczki. Jak się spisał? Można powiedzieć, że tak połowicznie, bo z jednej strony nie jest zły, ale z drugiej, chyba dla mnie to za mało.
Zacznę może od tego, że jestem po 30-stce i to od kilku lat XD Stawiam więc na kremy pod oczy o działaniu nawilżającym, odżywczym, wygładzającym, które zadziałają już przeciwzmarszczkowo. Według obietnic Producenta krem ma intensywnie nawilżać skórę, redukować zmarszczki i oznaki zmęczenia oraz wygładzać skórę wokół oczu. Dodatkowo dzięki zawartości kolagenu ma działać odmładzająco a kofeina ma niwelować cienie i obrzęki. Brzmi nieźle prawda? Szkoda tylko, że obietnice nie do końca mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zgodzę się co prawda, że jego kremowa, ale jednocześnie lekka formuła ma działanie nawilżające i na dłuższą metę miałam odczucie, że skóra pod oczami jest delikatnie wygładzona. Nie jakoś spektakularnie, ale wygładzał. Nie zgodzę się natomiast z resztą obietnic, cienie pod oczami są dokładnie takie jakie były, zmarszczki wcale wypełnione nie są, tu różnicy, choćbym nie wiem jak się przyglądała, to nie widzę. Oczywiście, nie liczę na to, że sam krem zrobi cuda, bo na kondycję skóry będzie wpływało wiele czynników (dieta, aktywność fizyczna, styl życia, stres, picie odpowiedniej ilości wody). Pielęgnację traktuję więc jako produkt wspomagający walkę z pierwszymi oznakami starzenia się skóry i doprawdy miałam już takie, które naprawdę poprawiały wygląd skóry wokół oczu, np krem Lusime Anti Dark Circles Cream, którego recenzję pewnie jeszcze napiszę i który co prawda jest już z wyższej półki cenowej, ale po jego zastosowaniu po prostu widziałam, że skóra czerpała większe korzyści.
Jeśli miałabym znaleźć jeszcze jakieś plusy dla kremu Hada Labo Tokyo, to na pewno wygodne w użyciu, smukłe, ułatwiające aplikację opakowanie oraz bardzo subtelny, prawie niewyczuwalny zapach. Możliwe, że wiele osób uzna go wręcz jako produkt bezzapachowy, bo czuć go jedynie, kiedy blisko przyłożymy nos, podczas aplikacji nie czuć go w ogóle. Jest także odpowiedni pod makijaż oraz dla skóry wrażliwej. Moja skóra jest sucha, wrażliwa i wymagająca i krzywdy jej nie zrobił, jest bezpieczny w użyciu.
Mam takie przemyślenia, że krem najlepiej sprawdziłby się u osób młodych, tak do 25, może nawet 30 roku życia. Patrząc na siebie po 30-stce skóra zaczęła potrzebować już czegoś więcej niż nawilżenie i wygładzenie, potrzeba jej jeszcze odżywienia i mocniejszej profilaktyki przeciwzmarszczkowej. Cena regularna to około 40zł, więc nie jest to mało, ale w promocji pewnie idzie go upolować w okolicy 30zł, więc to jeszcze byłoby do przełknięcia. Wydajność też jest ok, stosowany 2x dziennie wystarczył mi na około 2 miesiące. Generalnie krem nie jest zły, ale według mnie obietnice są nieco na wyrost i na moje potrzeby to po prostu za mało.
Zalety:
- lekka, kremowa konsystencja, która dobrze nawilża skórę
- delikatnie ją wygładza
- nadaje się pod makijaż
- praktycznie niewyczuwalny zapach
- bezpieczny dla skóry wrażliwej
- wygodne opakowanie, które ułatwia aplikację
- wydajność ok
- cena regularna nie jest niska, ale w promocji można go dostać w okolicy 30zł
Wady:
- nie widzę obiecanej redukcji zmarszczek czy oznak zmęczenia
- zawarty kolagen nie zadziałał odmładzająco
- nie zauważyłam redukcji cieni pod oczami
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie