Czasem miłość pachnie jak Vanilla Fields.
Waniliowa chmurka - to określenie jest idealne dla tych perfum, kultowych zresztą-pamiętam, że używała ich moja Mama.
Świetnie do niej pasowały, była piękną, młodą kobietą, o czarnych włosach i oczach, oliwkowej skórze. Uwielbiałam się do niej przytulać, waniliowy obłoczek odprowadzał mnie do przedszkola, kołysał do snu, koił łzy, gdy stłukłam kolano. Mam wiele pięknych wspomnień związanych z tym zapachem, dlatego zdaję sobie sprawę z tego, iż moja recenzja nie będzie zbyt obiektywna, ale spróbuję.
Ja sama powróciłam do tego zapachu jakieś 4 lata temu, w zasadzie przez przypadek-w moim otoczeniu jestem znana z tego,że kocham słodziaki, tak więc moja przyjaciółka przywiozła mi Vanilla Fields ze Stanów Zjednoczonych. Byłam zaskoczona, tym bardziej, że u nas te perfumy są wycofane (dopiero niedawno zauważyłam, iż w sprzedaży pojawiła się wersja EDC, w tych śmiesznych malutkich flakonikach oraz w kompletach, oczywiście zakup popełniam regularnie), ale i zachwycona. Odpakowałam prezent i rach ciach, psik na nadgarstek. I...odpłynęłam. Zapach dokładnie taki, jak go zapamiętałam, choć dziś jestem w stanie opisać kompozycję w bardziej wyszukany sposób, niż wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.
Słodka, puchata wanilia, niesamowicie upajająca, gęsta, w towarzystwie mleka kokosowego i słodkiej brzoskwini-takiej w ćwiartkach, w gęstym syropie.
Gdzieś w tle majaczy geranium i jaśmin, konwalii na swojej skórze nie zarejestrowałam. W takiej formie trwa na mojej skórze około 7 h, kończąc swą wędrówkę akordami drzewnymi i bursztynem. Cała kompozycja, pomimo gourmandowego charakteru, nie jest mdląca, a to wszystko dzięki orzeźwiającej bergamotce, choć nie da się ukryć, że nazwa jest tutaj nadana nie bez powodu-przez cały czas trwania zapachu na mojej skórze czuć ten waniliowy sznyt. Projekcja bardzo sympatyczna, perfumy są wyczuwalne, ale nie nachalne, jest to jeden z częściej komplementowanych zapachów w mojej perfumowej garderobie. Flakon prosty i skromny, ale mnie się podoba. Wiem, że często te perfumy są porównywane do Casmiru Choparda, ale wg mnie podobieństwo jest słabe - VF są bardziej jadalne, nie mają też orientalnego charakteru, są mniej wymagające, niż Casmir.
Vanilla Fields towarzyszą mi jesienią i zimą, nigdy w słoneczny dzień-im bardziej zimno/pochmurno/deszczowo/śnieżnie, tym piękniej się układa, tworzy niewidzialny szal, ochrania, daje poczucie bezpieczeństwa, dodaje optymizmu, poprawia humor. Jest sensualny, tak, dziś mogę to powiedzieć, pomimo tych dziecięcych wspomnień. Nie nazwę go seksownym, bowiem jest on dla mnie jednak czymś w rodzaju talizmanu - zapachowego talizmanu.