Malinowy likier...
Jestem absolutnie zakochana w Imari Elixir - tamta kompozycja jest w moim odczuciu grzechu warta i jestem pewna, że gdyby tamte perfumy wypuścił perfumeryjny gigant, to kosztowałyby one krocie i były rozchwytywane - ale, że to niepozorny Avon, to większość konsumentów je omija - a szkoda!
Ale, ale - moja recenzja dotyczyć będzie młodszej siostry tamtego cuda, czyli Imari Corset, które znalazły się w moim posiadaniu dzięki mojej kochanej maladadze (loff U) - doskonale zna mój gust i trzeba przyznać, że znów trafiła w dziesiątkę. Byłam ciekawa, czy wersja Corset okaże się być lepsza od moich ukochanych Elixir. Czy tak faktycznie jest? Prawie, bo jest jeden szczegół, który różni te dwa zapachy ;)
Imari Corset otwiera się nieco alkoholowo - ale nie jest to woń spirytusu, a malinowego likieru - słodkiego, gęstego i zdecydowanie mocnego.
Dosyć szybko ta alkoholowa nuta łagodnieje, a nasz likier gęstnieje i ciemnieje - tak, jak gdyby ktoś do tego domowego likieru dorzucił garść dojrzałych malin, ciężkich od soku i mocno słodkich. Po pewnym czasie pojawiają się akcenty czekoladowe oraz róża, tutaj w wydaniu szminkowym, a więc kremowo-pudrowym i słodkawym.
Całość wybrzmiewa mocno słodko, jest alkoholowo, jest malinowo i jest
czekoladowo - apetycznie, ciepło, otulająco i seksownie.
Imari Corset wspaniale wybrzmiewają aktualną porą, a więc wczesną jesienią. Latem bywały zbyt ciężkie, dlatego dałam im czas i absolutnie nie żałuję - ten ciepły, ale wietrzny wrzesień to właśnie ich czas, ich pora - nie podduszą już nosicielki tak, jak podczas lipcowych upałów, ale za to odwdzięczą się swoim ciepłem i apetyczną słodyczą. Rozgrzeją tak, jak kieliszek domowego likieru lub cieplutki, miękki szal. Nie są dla mnie erotyczne ani wulgarne, choć są seksowne i intrygujące - dostaję za nie sporo komplementów i często słyszę, że są naprawdę piękne, a przy tym nienachalne.
Jedyne, co mogę zarzucić tej wersji Imari, to ich trwałość oraz projekcja - niestety, w tej materii przegrywają z Imari Elixir, nad czym ogromnie ubolewam :(... Ten gorsecik nie trzyma nas w swoich szponach przez cały dzień, a raptem przez 4 godziny, przy czym projektuje na długość ramion przez połowę tego czasu - i niby to tylko EDT, ale mam sporo takich, które trwają na mojej skórze znacznie dłużej, a wcale nie kosztują więcej.
Wspomnę jeszcze o flakonie - uroczy i dopracowany, te sznureczki od gorsetu na przodzie flakonu wyglądają super i podobają mi się ;).
Reasumując - Imari Corset to całkiem fajna propozycja dla wielbicielek słodyczy, na jesienne dni. Nuta likieru malinowego, róży i czekoladowej, miękkiej słodyczy jest naprawdę ciekawa i gdyby tylko trwałość była taka, jak w Imari Elixir, to zrobiłabym dzikie zapasy tej wody, a tak - zużyję z rozkoszą, jak najbardziej, ale czy będzie następny flakon? Raczej nie, wszak tyle innych, równie ładnych kompozycji czeka na przetestowanie...
Niemniej jednak, warto je poznać - są naprawdę piękne i będą umilały mi tegoroczną jesień, wspólnie z Libre Intense, Coco czy Euphorią Amber Gold <3