Cuir Amethyst otwiera się... lodowato. I pomimo wyraźnie orientalnego rysu nigdy nie zaczyna być ciepły.
Otwiera się bergamotą, która znika po paru sekundach, tak, jak chcielibyśmy, żeby zniknął zły sen, i gorzko-słodkawą kolendrą, która udaje trawę cytrynową. Po chwili zrzuca maskę i ... ta kolendra i ten zapach są kobietą!
Samotną babą, która do lasu lezie:) Poszukiwać nie wiem sama czego,po wiosennych przymrozkach (nie wiem, co zbiera się w lesie po wiosennych przymrozkach i udawać ani góglać nie będę).
Idzie- spokojnie, powoli, i zgrabiałymi palcami rozgarnia skute szronem liście fiołków. Prawie słyszę ten dźwięk. Fiołki pachną w zupełnie niepudrowy, niezwykły, ostry jak nóż do grzybów, sposób. Nie przestaję się zastanawiać, co ona zbiera, i dalszy rozwój zapachu nie przynosi mi jasnej odpowiedzi. Bo dalszy rozwój wzmacnia tylko niejasne, krystalicznie czyste, brzmienie głosu głównego bohatera drugiego aktu.
Brzozy. Dałabym się pokroić, może nawet nożem do grzybów, za ten gorzkawy, ziołowy aromat pasów zdzieranych z jej kory. To nie jest zapach palonego drewna brzozowego- on niepotrzebnie ociepliłby Cuir Amethyste żywiczną wonią. A jak na razie, nie jest mu to do niczego potrzebne. Iluzja stąpania po zmrożonej, leśnej ściółce, jedzenia przymrożonej brzoskwini (dziękuję poprzedniej recenzentce za podpowiedź), jest tak namacalna, że chce mi się pokłonić twórcy za spójność stworzonej wizji lodowatego, skrzypiącego pod zamszowymi butami, obrazu oszronionego lasu o poranku.
To nie jest głodny i chłodny leśny poranek- słodycz owoców, których producent w składzie nie deklaruje, jest dla mnie zupełnie wyraźna. Powiedzmy, że w tym mroźnym a pięknym świetle poranka jest jeszcze zamszowa sakwa, pełna słodkawych, krągłych owoców, którym mróz nie pozwala stać się soczyście dojrzałymi.
I zamszowe buty. Kurtka i rękawice? Być może. Zamsz, który pojawia się w nucie serca, to nie jest łagodny, delikatny, pudrowy zamszyk, żywcem wzięty z łagodnego Daim Blond. To bezkompromisowo wyostrzony, soczystym i jasnym labdanum, zapach świeżo wygarbowanego zamszu, do wyprawienia którego użyto jasnej, wytrawnej brzozy i czystka. Kolczastej rośliny, a nie jej esencji. Buty brodzą w ziemistej ściółce, która bardzo przypomina zapachem paczulę. Ziemistą jak sama ziemia- naturalistyczną, ani ciepłą, ani chłodną.
Baza jest już przyjemnie ciepła i słodka, ciepłem niespożywczej wanilii i słodyczą benzoiny.
Zapach rozkwita w każdej fazie inną cechą dominującą (nuty serca, głowy i bazy są wyraźnie oddzielone) i nie znajduję w nim ani jednej fałszywej, czy syntetycznej nuty.
I nie ma znaczenia, że nie wiem, w jakim celu ta zamszowa, samotna kobieta błąka się o jasnym, krystalicznym, lodowatym, lecz słodkawym świcie, po wiosennym lesie. Bo po co mi odpowiedź na to pytanie?
W życiu lubię jasne sytuacje, w perfumach pociągają mnie niedpowiedzenia. Pięć gwiazdek.