Paletka jest tak przeurocza, tak ciekawa, i tak inna, niż pozostałe - że musiałam ją w końcu zdobyć. We wrześniowej promocji Rossmanna zgarnęłam tę paletkę po niższej cenie - i dobrze, bo pełna kwota byłaby dla mnie stratą pieniędzy. Cienie ogólnie mi się podobają, używam ich, jednak mają kilka mankamentów, które sprawiają, że więcej już ich nie kupię.
OPAKOWANIE
To leciutkie plastikowe pudełko, z przepiękną grafiką. Ma podwójne zabezpieczenie przed otwieraniem w sklepie, co bardzo cenię. Paletka otwiera się ze sporym klikiem, dzięki czemu nie boję się o cienie, kiedy biorę paletkę do torebki. W ogóle pudełko jest bardzo kompaktowe, cienkie i możliwe do zabrania w podróż.
Zawiasy działają z lekkim oporem. Moim zdaniem to dobrze, bo skrzydła paletki nie latają jak szalone i można je otworzyć pod różnym kątem.
KONSYSTENCJA
Zanim omówię kolory i pigmentację, muszę podkreślić ważną rzecz - cienie są straszliwie suche. Bardzo się osypują, i bez chociażby kremu nawilżającego na powiece (lub profesjonalnej bazy) nie ma szans na wydobycie koloru i utrzymanie cieni w jednym miejscu. Z drugiej strony to sprawia, że cienie łatwo się blendują - ale nie jest to warte tej Sahary.
Podczas nabierania pędzlem cień tworzy mały obłoczek pyłu - przypomina to raczej puder ryżowy, niż konsystencję cienia...
Wydaje mi się, że przez pyłowatość produktu (niezależnie od koloru) on sam dostaje mi się do oczu. Noszę soczewki i po całym dniu noszenia makijażu czuję swędzenie oczu, jakbym przeszła obok pylącej brzozy (jestem też alergikiem).
Dodatkowo ich pylistość powoduje, że na samej paletce mogą łatwo się pobrudzić między sobą. Co jakiś czas muszę czyścić pędzelkiem przestrzenie między cieniami.
KOLORY
Kolory są przepięknie dobrane. Poniżej opisuję każdy z nich, zaczynając od 4 największych, a kończąc na 8 "połówkach". Ogólna pigmentacja jest nie za mocna, więc nie zrobimy sobie krzywdy, ale przez to trzeba nakładach więcej cienia dla uzyskania odpowiedniej mocy koloru.
Sweet tea - to matowy, beżowy cień, w odcieniu naturalnym powiek. Jest jak herbata czarna z mlekiem. Bardzo ładnie komponuje się ze skórą, to chyba najbardziej nude odcień ze wszystkich w paletce. Bardzo go lubię na co dzień!
Sherbet - matowy cień, beżowy jasny. Wchodzi w lekką brzoskwinkę.
Citrus - to błyszczący cień, o tonacji ciepłej,taki rosegold.
Main Squeeze - jasnożółty, błyszczący. Na powiece bardzo ładnie się prezentuje i od biedy może też być rozświetlaczem.
Old fashioned - typowy brąz, lekko brudny. Nie używam go, ale pigmentacja jest dość dobra. Matowy.
Icepop - intensywny róż-fuksja, wpadający również w brzoskwinię. Matowy. Dobrze napigmentowany mimo wszystko.
Strawberry lemonade - na pierwszy rzut oka kopia Citrus - też błyszczący, różowawy, jednak na skórze jest bardziej chłodny. Różnice ledwo zauważalne, ale są.
Berry ice - chłodna wersja matowego Sherbet.
Sugar coated - przepiękna miedź, wyjątkowo dobry pigment. Bardzo intensywny, błyszczący cień, chyba najbardziej wilgotny ze wszystkich "suszków".
Coral punch - brzoskwiniowy odcień, bardzo ładnie współgra z innymi, jaśniejszymi kolorami. Piękne kompozycje na letnie imprezy można wyczarować ;)
Lemonade craze - ciepły, miodowy, żółty mat. Dla odważniejszych, bo nie jest to cień do makijażu naturalnego.
Sunnies - Matowy ecru, niemalże biały. Dobry do rozświetlenia kącika oka.
Zalety:
- ładna kolorystyka
- współgrające elementy
- samowystarczalny zestaw
- lekka, poręczna paletka
Wady:
- cena regularna
- cienie są suche
- nie do końca trwałe
- pylaste, podrażniają oczy
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie