Garnier, Ambre Solaire, No Streaks Bronzer (Samoopalająca sucha mgiełka do ciała)

Koniec lata nie oznacza dla mnie pożegnania z opaloną skórą. Na szczęście na rynku kosmetycznym jest wiele produktów, które z łatwością mogą nam o lecie przypomnieć.
Ostatnio w moje ręce na półce drogeryjnej wpadł produkt Garniera w odcieniu Medium - do tego był w promocji cena ok. 10zł - opakowanie skusiło mnie i wylądował w koszyku.

Mam swojego faworyta i uważałam, że żaden produkt nie będzie mi go w stanie zastąpić, dopóki nie poznałam Garniera...
Produkt aplikuje się w formie delikatnej mgiełki, spray-u. Test przeprowadzałam po wcześniejszym porządnym natarciu ciała grubym zdzierakiem, tylko wtedy mam pewność, że nałożę go poprawnie.

Pierwsze wrażenie to same pozytywy oh i ah! - świetnie się nakłada, samodzielnie możemy opalić plecy, czego nie można dokonać balsamami .
Produkt nie śmierdzi jak niektóre samoopalacze - po nałożeniu również nie zamienia się w śmierdzącego kurczaka.!
Ważne, że nie pozostawia smug, zacieków i szybko wysycha!
Po nałożeniu jednej warstwy mamy na skórze delikatny oliwkowy odcień, który nie wpada w pomarańcz, chyba, że nałożymy za dużo produktu.

Produkt nie wymaga rozcierania - bez obaw nie pobrudzimy rąk
Używałam go również na twarz, gdyż nie wyobrażam sobie korzystania z solarium, a lubię efekt lekko muśniętej słońcem skóry przez cały okres jesienno- zimowy.
No cóż- podsumowując spray skradł moje serce!

Uwielbiam ten samoopalacz. Nie opalam twarzy więc żeby była kolorem zbliżona do reszty ciała muszę czymś się
wspomóc. Sprawdziłam już wiele produktów ale żadnego nie uwielbiam tak jak tego. Kolor opalenizny jest świetny, oliwkowy, absolutnie nie pomarańczowy, naturalny, po prostu ładny. Aplikacja jest dla mnie bezproblemowa, po prostu psikam, niczego nie rozcieram, czekam chwilę aż wyschnie i już. Nigdy nie miałam żadnych plam, zacieków czy smug. Zmywa się równomiernie stopniowo blednąc. Co prawda nie jest suchy jak producent napisał na opakowaniu i po aplikacji trzeba poczekać aż się wchłonie ale wybaczam tę drobną nieścisłość ;-) Jedyny problem jest z dostępnością. Dlaczego nigdzie go nie ma?? Przez krótki czas był w Rossmannie. Ucieszyłam się że w końcu będzie można go stacjonarnie kupić. Niestety... Zniknął z półek bardzo szybko. Dorwałam go jeszcze w listopadzie na półce z kosmetykami wycofywanymi z oferty za niewiele ponad 10 zł. Wzięłam wszystkie jakie były B-)

Kupiłam go miesiąc temu, był to mój pierwszy samoopalacz. Z tego co producent obiecuje łatwo się nakłada, nie zostawia smug i daje naturalny wygląd. Popryskałam się cała żeby wyglądać pięknie na wakacje. To nie była dobra decyzja, wyglądałam jak pomarańcza z białymi plamami no ale OK może źle zaaplikowałam jako że to był mój pierwszy raz. Wczoraj wieczorem dałam mu drugą szansę. Oglądnęłam milion filmików na youtube jak go zaaplikować tak żeby było ok (teraz zaaplikowałam tylko na nogi). Budzę się dzisiaj rano i mam w głowie jedno słowo: tragedia.
Mam tylko nadzieję że szybko mi zejdzie. I totalnie nie rozumiem dlaczego tak dużo osób go poleca, bo oglądając filmiki na youtube wszyscy go zachwalali jaki to on nie jest cudowny. NIE JEST. Garnierku tak Cię lubię ale no nie dziś!

Lubię samoopalacze Garniera, bo dają przyzwoity efekt oplenizny, to znaczy opalenizna jest widoczna.

Produkt ma rzeczywiście "inny" atomizer. Psika mgiełką, działa pod różnymi kątami, nie zacina się. Niestety, wymaga roztarcia. Raz, w ramach testu, użyłam go zgodnie z zaleceniami producenta i skończyło się wyraźnymi plamami i odcięciami. Także warto jeszcze wmasować mokry produkt dłonią.

Dużym plusem jest szybkość wchłaniania i kolor opalenizny. Ładny i widoczny już przy pierwszym użyciu.

Wadą jest dusząca mgiełka podczas aplikacji, którą wdychamy. Często łapie mnie kaszel :/


Poza tym wolę mleczko opalające Garniera, niestety niedostępne w polskiej dystrybucji.