Niby wiadomo, że nie do końca to prawda, ale kto z nas by o tym nie marzył....
Historia powstania, metrykalny wiek zapachu, zamiłowanie do klasyków Guerlain, poprawiająca się dystrybucja w Polsce... no i ciekawość wobec osławionych wszem i wobec nut ,,fekalnych" - powodów, żeby poznać Jicky, ot, dla samego faktu poznania, było sporo.
Jednocześnie, wiedząc, że starsze dzieła Guerlain rządzą się swoimi prawami: zastanawiają, frapują stopniem skomplikowania kompozycji i jeśli dają się w sobie rozsmakować, to raczej powoli, nastawiałam się, że Jicky to będzie szok dla nosa i że będę z nim walczyć zanim go polubię, o ile w ogóle się to stanie.
A Jicky... Jicky mnie nie zastanawia. Jicky jako kompozycja i jak na Guerlain jest prosta, intuicyjna, ujmuje naturalnością. Ma jakiś taki przedziwny, bezpretensjonalny wdzięk. Niespecjalnie potrafię się odnieść do pachnącej historii czasów, kiedy zmieszano Jicky. Znaczy, teoretycznie coś tam wiem, coś sobie wyobrażam, ale na ile te wyobrażenia korespondują ze stanem faktycznym i odbiorem perfum przez im współczesnych, tego stwierdzić nie sposób. W każdym razie wejście ma naprawdę mocne. Całe pola spokojnej lawendy. Widok niesamowity, ale też bardzo spokojny, a sam zapach uderzająco świeży. I w kontrapunkcie do tej świeżości, nagle uderza w nos cielesność i zmysłowość. Cóż, jeśli Jicky jest odbiciem niespełnionej miłości Aime Guerlaina, to oczami wyobraźni widzę, jaka sfera życia była centralnym punktem tej relacji ;) Na szczęście ma tu tanich chwytów ani blaszano-skórzanych zabawek walających się po podłodze. Nie wiem, czy komukolwiek tak lirycznie udało się zamknąć we flakonie zapach ludzkiej skóry, intymności i bliskości. Tak więc jest on i ona, jest cały świat zewnętrzny reprezentowany przez naturalną albo i naturalistyczną lawendę i jest, paradoksalnie dość, jak na niespełnioną miłość, spełnienie, w postaci miękkiej, ciepłej, drzewnej, złotej i cudownej bazy. I jeśli chodzi o zapach to naprawdę wszystko. Tak w starym stylu, ale zadziwiająco współcześnie. I bardzo, bardzo harmonijnie.
Nietrudno odnieść wrażenie, że nuty mówią o tym, że słuchamy o miłości życia, transcendentnym porozumieniu dusz i jedności ciał, każdy miligram zmieszanych składników ma tu sens i znaczenie. I właśnie tu historia dobiega swojego przekornego końca. Przecież nie da się idealizować w ten sposób czegoś, czym żyje się długie lata. Fantazjujemy więc z Aime wierząc, że mogło być cudownie, choć rozsądek zgłasza drobne protesty. Nic to, bo Jicky chwyta za serce i zwłaszcza za serce ;)
A jeśli ktoś jeszcze życzyłby sobie paru technicznych szczegółów, proszę bardzo: trwałość niezrównana, projekcja bardzo dobra i modelowy przykład perfum, za którymi pojawia się sillage. Równie damski, jak i męski.