Spośród wszystkich starych Guerlainów, to właśnie L'heure Bleue najmocniej działały na moją wyobraźnię, to ich pragnęłam, myśląc, że to uroczo staroświecki kandydat na SS. Intrygowało mnie w nich wszystko: wiekowość, piękna nazwa, niezliczone recenzje, które przedstawiały te perfumy jako doskonałe, znakomicie pudrowe i aromatyczne...
Testowałam EDT i EDP. Woda toaletowa jest ciut chłodniejsza w odbiorze, ale nieco słodsza, niestety, trwałość zupełnie niezadowalająca. Woda perfumowana trwa zdecydowanie dłużej, jest lepiej wyczuwalna (choć nie męczy otoczenia, nie zostawia długiego ogona) i to z nią polecam się zapoznać.
Ten zapach ma trzy fazy: anyżkowe otwarcie z neroli i cytryną to jak gdyby nawiązanie do koloru zachodzącego słońca. Niebo jest jeszcze różowawe, ale czuć, że dzień ma się już ku końcowi; w sercu rozwijają się pudrowe kwiaty, najbardziej czuć piękny heliotrop, trochę fiołka. To jest już etap, gdy niebo jest niebieskie, coraz bardziej się ściemnia, ale można otworzyć szerzej oczy i dostrzec, jak wszystko wokół nas traci swoje pierwotne barwy. W bazie guerlinada z mocno wyczuwalnym irysem i kremowością benzoesu: to już pełny wieczór, słychać pasikoniki, powietrze jest chłodniejsze i rześkie i powoli wszystko zapada w sen.
Wspominanych podobieństw do Piątki nie widzę zbyt wiele, może podobnie brzmią irys i cytrusy. L'Heure jest słodsze, bardziej kwiatowe, przytulne; Piątka jest bardziej abstrakcyjna i ostrzejsza za sprawą aldehydów (choć obie kreacje są piękne i obie lubię).
Na koniec jednak łyżka dziegciu w recenzji: Jicky minimalnie wyprzedziła na mojej liście sympatii L'HB ze względu na większe możliwości użytkowania; choć oba zapachy są piękne, to jednak nie do końca wiem, gdzie L'Heure Bleue będą idealnie pasowały. Do pracy zdecydowanie nie, na oficjalne okazje również. Może na randkę? Albo do opery? Zdecydowanie na wieczór i na wyjścia, ale raczej w sytuacjach prywatnych. Więc o zakupie pomyślę kiedy indziej, oddając pierwszeństwo J.
PS, Nie tylko BB uwielbiała te perfumy. Był to również pierwszy, i przed długi czas ulubiony, zapach Catherine Deneuve. Czyli łączył je nie tylko Vadim i blond włosy.