RACZEJ DREWNIANA BALIA Z SZARYMI MYDLINAMI, NIŻ PACHNĄCA KOSTKA MYDŁA...
Zapach pozornie prosty, jasny, czysty - zdawałoby się bezpieczny. Nic bardziej mylnego.
Z całego serca przestrzegam przed zakupem w ciemno - nawet jeśli lubi się klimaty świeżego prania i nawet jeśli przeczyta się milion pozytywnych recenzji tego zapachu.
Pierwsze dwie godziny to absolutna masakra. Przebywamy w chmurze mydlanej.
Każdy kto się do nas zbliża, zanurza się wraz z nami w oparach mydlin. No właśnie...
Naprawdę bardzo lubię zapach mydła, ale to musi być zapach KOSTKI mydła, świeżo wyjętej z rozpieczętowanego papierka - a nie zapach brudnawej wody z rozbełtanymi mydlinami... Zupełnie nie pojmuję, dlaczego perfumy z nutami mydlanymi nie umieją naśladować pięknego zapachu suchej, nowej kostki mydła i zamiast tego walą nas po nosach zapachem starej drewnianej balii z szarymi tłustymi mydlinami...
Nijak tego nie rozumiem.
Trzecia godzina tego zapachu jest już lepsza, choć nadal hardkorowo mydlana i nadal nie jest to mydełko Bambino, klasyk Dove czy kremowa Isana. Powiedzmy jednak, że szare mydliny ze starej miski trochę szlachetnieją, trochę się wydelikacają. Można się w nich doszukać akcentu świeżego prania, choć trzeba nieco determinacji, żeby się tego doszukać. Jeśli zabraknie nam owej determinacji, to możemy niechcący doszukać się pobocznych akcentów typu balsam po goleniu, najtańszy proszek do prania i tym podobne, mało atrakcyjne sprawy. Można się też pokusić o porównanie do zapachu świeżo wyprasowanych koszul, ale dla mnie nie jest to atrakcyjne porównanie - jakikolwiek niuans obecności rozgrzanego żelazka czy zapachu magla, to dla mnie zawsze wada, a nie zaleta.
Zaleta zapachu jest taka, że przynajmniej nie ma tu chemicznego zielska i dzikich chaszczy z laboratoryjnej probówki. Zapach nie udaje lasu ani łąki, naprawdę chwała mu za to, że syntetyk nie udaje przyrody. Nie udało mi się zidentyfikować obecnej tu rzekomo mandarynki, ani nut pudrowych. Zresztą nie jestem pewna czy umiem identyfikować nuty pudrowe, gdy nie są wystarczająco oczywiste - wszak pudry pachną różnie. W moim ulubionym zapachu Shiro wyczuwam milusi puder dla niemowlaków, ale w męskiej Pradzie pewnie nie o taki puder chodziło.
Ten zapach udaje po prostu czystość i na swój sposób to się udaje. Po kilku godzinach uzyskujemy zapach mydła, w którym można wreszcie w miarę dobrze się poczuć, bez uczucia dziwności i dyskomfortu. Dobrze nie znaczy ładnie. Uzyskujemy względny komfort, ale chyba nie po to kupuje się perfumy ekskluzywnej marki za kilka stów, żeby czuć względny komfort lub nie czuć dyskomfortu. Nie wymagam oczywiście, żeby męskie perfumy pachniały mydłem dla dzieci - ale nie godzę się też na to, aby pachniały szarymi mydlinami. Pomysł "czystego" pudrowo-irysowego zapachu był świetny, efekt - trochę rozczarowujący...
Miewam dni, chwile, kiedy bardzo ciągnie mnie do tego zapachu i kiedy jestem w stanie przetrwać kilka godzin w oparach szarych mydlin, żeby uzyskać zapach PRAWIE mydła. Jeśli użyję tych perfum rano, to po południu już zazwyczaj męczy mnie ten zapach wręcz niemiłosiernie i muszę się wykąpać. Ok, wolę zapach mydlin niż syntetyczne kwiaty, karmel, owoce, zamsz, skórę, orient, kadzidło, lawendę, różę - jednak od zapachu mydlin wolę z kolei zapach MYDŁA - a tutaj trochę cienko z tym...
Ciekawe jest również to, że ten zapach, z założenia przecież męski, to niesamowity przykład idealnego uniseksu - to zapach bez ukierunkowania na płeć. Nie ma w nim ani jednego typowo męskiego akcentu, czyli świetnie pasuje dla kobiety. Zgodnie z założeniem, pasuje również dla faceta (choć ja akurat wolę jak facet pachnie innym rodzajem perfum). Pozostaje "tylko" kwestia czy chcemy pachnieć mydlinami...
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: odlewka