Ladies and Gentlemen, Mesdames et Messieurs, Damen und Herren - dzisiaj przed Państwem rozstrzygnięcie plebiscytu na Rozczarowanie Roku 2014. Niniejszym ogłaszam, iż zwycięzcą zostaje... Chanel Bleu de Chanel. (wiem, że powinno być w 2010, ale jestem opóźniony, nie tylko zapachowo, o kilka lat, nieważne).
Więc, od początku. Jakiś czas temu wypróbowałem Bleu w pewnej, tajemniczej świątyni, w której każdy ma prawo modlić się do swojego bożka, a po wciągnięciu drogą nosową pewnej dawki magicznego pyłu, mruczeć pod nosem nadobne litanie... (nawiasem mówiąc, są dwie dominujące świątynie, w których można odprawiać modły, choć często do tych samych bożków). Niestety, nie poniosło... Strzałka na liczniku moich emocji nawet nie drgnęła, a poziom ekscytacji osiągnął poziom środkowej Wisły podczas suszy stulecia.
Zwiedzając jednak strony i portale, wciąż widziałem zadowolone gęby po zażyciu tego specyfiku i zapewnienia, że komplement to jego drugie imię. Cóż było robić, zachowawczo i ostrożnie zaopatrzyłem się w niewielki dekant z zaufanej perfumerii. I jak zwykle, przy takich strategicznych przesyłkach: gonię po osiedlu listonosza, trzęsącą ręką podpisuję nie wiem co i rozdzieram kopertę jak Rejtan szaty na obrazie Matejki. Znakiem krzyża znaczę swoje ciało (klata, kark, za uchem lewym, za uchem prawym) i czekam...i czekam...i czekam...Co jest do cholery! Miał być szał po globalnym zażyciu, a tu nic, żadnego końskiego kopnięcia...Gdzie te zadowolone gęby, gdzie te komplementy...!? No tak, przecież żeby dostać komplement, musi ktoś go wyartykułować! Pędzę więc, nazajutrz do pracy ubrany w Błękitny Pióropusz. Po korytarzach chodzę szybciej niż zwykle (co budzi grymas niedowierzania na niektórych twarzach), gestykuluję przy koleżankach niczym rozentuzjazmowany Włoch i czekam...i czekam...i czekam. Zero reakcji. Chociaż nie jestem spod znaku barana – uparty ze mnie typ, więc nie odpuszczam. "Koleżanki się nie znają, trzeba zrobić rundę po galeriach" - pomyślałem. Tym razem dłużej konwersuję ze sprzedawczyniami (ze sprzedawcami za to krócej), udaję, że interesuję się najnowszymi trendami w damskiej bieliźnie oraz kuchennych dodatkach. I czekam...i czekam...i czekam. Nic, żadnego głębszego spojrzenia, żadnego powłóczenia wzrokiem, nie mówiąc już o komplemencie...Poległem. Cóż, "najpiękniej jest walczyć i zwyciężać, ale równie dobrze jest walczyć i szlachetnie przegrać" – jak ktoś tam, kiedyś powiedział.
Schylam głowę, wciągam powietrze i już wiem. Ten zapach pachnie przeciętnością, a goście zachwalający go byli opłaceni przez dział promocji Domu Chanel. Bankowo. Tylko tak można wytłumaczyć zupełny brak komplementowego zagrożenia lawinowego oraz mojej podniety, niczym u homoseksualnego pingwina na widok samicy bociana. Zapach skonstruowany, żeby podobał się wszystkim, na tyle poprawnie...że nikt go nie zauważa. Ot, cała prawda o Wielkim Błękicie.
Nagrody wręczone. Tym razem Chanel za swe dzieło otrzymało statuetkę przedstawiającą Żyda - geja na wózku inwalidzkim, pchanym przez transseksualnego Murzyna.
No, co się tak patrzycie...?
Za poprawność polityczną....
Używam tego produktu od: 1 rok
Ilość zużytych opakowań: 1 opakowanie