Pani w Galilou dała mi 4 papierki z zapachami. 3 natychmiast odeszły w zapomnienie, jeden rzucił mnie na kolana. To było upalne lato i nr 17 zabijał gęstą, słodką tuberozą niczym serią z karabinu. Wyróżniał się na tle pozostałych bezczelnością i siłą rażenia.
Byłam wtedy bardzo zakochana bardzo nieszczęśliwie. Nr 17 rąbnął mnie w serce i głowę z równą siłą co tamto uczucie. Możliwe, że moje oddanie temu zapachowi ma więcej wspólnego z ówczesnym stanem emocjonalnym niż chciałabym przyznać - no i co z tego. Tubereuse Couture jest zabójczo piękny.
Odbieram nr 17 jako zapach monoskładnikowy. WIEM, że tuberoza jest tu wzbogacona o gęstą słodycz jaśminu, trzciny cukrowej, ylang ylang... ale mimo to nie widzę tych nut jako oddzielne. Czuję po prostu nektar z tuberozy; gęste, ciężkie i lepkie krople z samego dna kielicha kwiatu.
Tubereuse Couture jawi mi się własnie jako uosobienie kwiatu, esencja rośliny - jej świeżości, życia, mocy i kruchości.
Co jest nim fascynujące - mimo tego, że w kompozycji dominuje oszałamiająca wprost, gęsta słodycz, to i tak zapach jest zielony, świeży - w sensie pachnący świeżo zerwaną rośliną.
Niestety, czasami, gdzieś w tle TC pobrzmiewa retro nutka, echo przejrzałego jaśminu znanego z perfum babci - ale na szczęście to tylko echo. Bywa, że ten element mnie rozczula, bo znam go z dzieciństwa.
Ale gdybym mogła wybierać, wolałabym żeby retro jaśminu w nr17 nie było - tylko czy wtedy byłby to ten sam zapach?
Innymi dniami odnajduję w TC zapach gumy - nie palonej, albo do zucia. Po prostu gumy. To akurat bardzo mi się podoba.
Nr 17 dla mnie nie jest ani bezpieczny, ani rygorystyczny, ani czysty.
To zapach szaleństwo - otumaniająca woń nocnego ogrodu zamknięta w butelce, mokre od rosy liście gnące się ku ziemi, białe, grube kielichy kwiatów pełne lepkiego nektaru i kłujące wpomnienie pocałunków na letniej trawie.
Po początkowym wybuchu słodyczy TC łagodnieje i pokazuje nam drugie oblicze, bardziej wyważone. I nagle okazuje się, że pod prawie jadalnym lukrem nut głowy kryje się niespodzianka - smutek i tęsknota, spokojne, chłodniejsze, wolno płynące zielone akordy. Może dlatego właśnie ten zapach wydaje mi się tak piękny, bo jest niejednoznaczny i zaskakujący jak samo życie. Najpierw krzyk a potem śmiech przez łzy.
Arcydzieło.
Polecam go wszystkim amatorkom generycznych perfum, szczególnie tym, których nie odstraszają pozornie sprzeczne zielono-słodkie nuty.
Używam tego produktu od: 1,5 roku
Ilość zużytych opakowań: odlewki