Trawiaste Krem owocowy 

Och jak ja się nastawiłam na zakup tego kremu, właściwie tylko po niego wybrałam się na targi z naturalnymi kosmetykami. Świetny skład, opinia na wizażu bardzo pozytywna, więc i ja postanowiłam wypróbować. Na stoisku po rozmowie z przedstawicielem nie mogłam się zdecydować czy jednak krem owocowy czy z rokietnikiem. Skończyło się na tym że postanowiłam oba kremy przetestować, wybrać lepszy i kupić opakowanie pełnowymiarowe. Tak więc oceniam próbkę tego kremu, starczyło na 5 użyć, więc co nieco mogę o nim powiedzieć, ale że to próbka więc trochę dziwnie mi się to recenzuje. Dobrze przejdźmy do samego kremu. Krem ma barwę owocu mango, pachnie dość dziwnie, jestem przyzwyczajona do kosmetyków naturalnych, hinduskich itd, jednak ten zapach wyjątkowo mi nie przypadł do gustu. Konsystencja gęsta i mazista, po nałożeniu na skórę wyczuwa się w niej drobinki, dość drażniące skórę przy rozsmawowywaniu. Nadaje lekko żółtawy kolor skóry. Sam krem to taki tłuścioch, inaczej go nazwać nie mogę. Nakładałam go zgodnie z zaleceniem na zwilżoną hydrolatem skórę lub serum hialuronowym. Nawilżenie cery hydrolatem czy serum zamykamy warstewka kremu bogatego w olejki. To w teorii, w praktyce żadnego wzmocnienia nawilżenia nie odczułam. Żadnego dodatkowego ukojenia czy mocnego odżywienia. Szkoda, bo bardzo optymistycznie podeszłam do tego produktu.

Krem cechuje obłędny zapach i konsystencja, która sprawia, że po pierwszym kontakcie ze skórą, chce się używać go bez końca. Połączenie roślinnych olejków, maseł i świeżych ekstraktów owocowych daje ten cudownie odżywiający moją z natury suchą i wrażliwą cerę krem. Po wieczornej aplikacji kremu, po przebudzeniu rano skóra jest wyraźniej miękka, jędrna i ma zdrowy promienny blask. *Z powodzeniem sprawdza się też na delikatnej skórze maluszka.