Cartier Carat EDP 

Znaleziony przypadkowo, zaproponowany przez panią w drogerii. Na początku wydawał mi się taki "inny". Pierwsze powąchanie nie zachwyciło, ale po czasie zapachy zaczęły między sobą wirować i właśnie wtedy się zakochałam!! Czuć bardzo kwitowy, lekki, wiosenny i delikatny zapach. Nie znalazłam drugiego tak pięknego, jak dla mnie wszystkie inne perfumy mają w sobie coś podobnego do siebie i są takie "na jedno kopyto", Carat jest totalnym przeciwieństwem tego.

Oceniam na podstawie próbki, która wystarczyła mi na trzy konkretne użycia. Lubię białe kwiaty w zapachach, ale w tym coś mi przeszkadza. Niby ładny, niby świeży, niby delikatny ale na swój sposób drażniący i wwiercający się w nos. Przyprawił mnie o ból głowy, co w moim przypadku jest dziwne, bo zazwyczaj dobrze toleruję zapachy z grupy "białe kwiaty". Po ok. godzinie niestety nie wyczuwam go na sobie :-(. Dobrze, że nie kupiłam w ciemno, bo byłabym rozczarowana. Polecam testy osobom lubiącym delikatne i świeże zapachy, ale polecam wypróbować przed zakupem.

Miłe zaskoczenie, kupowałam w ciemno....., och jakie napięcie podczas rozpakowywania :), pierwszy psik..... i jednak będziemy się poznawać, ciekawy, nietuzinkowy, rozwijający się, ulotny a jednak mocny, wszystko ma co kocham w perfumach od Cartiera. Dla mnie to kwiaty zabarwione słodką śmietanką, nie czuję zielonych nut jak np. w Baiser Vole więc nie ma co się zrażać, to zupełnie inna woń, prawda że dawno temu te kwiaty były modne w zapachach ale właśnie dlatego jest inny i wyróżnia się spośród kompocików słodziutkich i nudnych. Polecam testy a może się ktoś zakocha ?

Carat to w mojej opinii wariacja na temat noszalnej, ogrodowej i miłej dla nosa lilii w duecie z ziemistym i chłodnym hiacyntem. Już nuty głowy zwiastują ich niewyobrażalną ilość w kompozycji. Wstęp jest nieco kwaśny i… jabłkowy. Mamy przepiękną mieszankę lilii z zielonym jabłkiem. Dodam od siebie, że na pewno gdzieś tu przewija się też magnolia. Ewidentnie ją wyczuwam! Soczysty, jabłkowy akord mija i liliowo-hiacyntowy aromat rozwija swe skrzydła w towarzystwie innych i bardzo licznych kwiatów. Carat ma w sobie bardzo dużo nut zielonych i właśnie kwiatowych. Środkowy etap zapachu kojarzy mi się z typową kwiaciarnią w chłodny i zimowy dzień. Aromat jest bardzo rześki, wręcz krystaliczny w odbiorze. Dosłownie jakby migotał jak diamenty w promieniach światła. Po czasie woń lekko się uspokaja i subtelnie pudruje (irys), ale nadal pozostaje przestrzenna i mocno kwiatowa. Myślę, że miłośnicy kwiecia mogą być zachwyceni tymi perfumami. Lilia z hiacyntem dają w kość i nie są one łatwymi składnikami w perfumach. Większości osób może kojarzyć takie wydźwięki z … cmentarzem i grobową aurą. Nie wykluczam, że tutaj też mogą paść takie odczucia, aczkolwiek w tym przypadku ta zmienność podania głównych nut ratuje sytuacje. Zapach wpada w zielono-kwiatowe tony i trzeba pamiętać, że nie każdemu przypadnie do gustu. Perfumy cudownie współgrają z mrozem – stają się królem lodu. Zimno dodatkowo podbija i tak już chłodne brzmienie i paradoksalnie otrzymujemy nieziemską krainę lodu zamkniętą we flakonie . Ogromnym plusem jest też fakt, że przestawiona tu lilia nie jest kwiatem mordercą, a przyjemną i wielowymiarową rośliną. Brak tu też jakiejkolwiek słodyczy. Nie jest to bezpieczny pomysł na zakup w ciemno, a tym bardziej na prezent! Kompozycje kwiatowe to temat trudny, kwiaty trzeba umieć połączyć… tutaj się to bezapelacyjnie udało.

Czysty zapach, 'świeży', zielone kwiaty, zieloność trawy. Białe kwiaty w tle. Delikatnie musujący, trochę gorzki wstęp ale tylko przez chwilę. We wiosennym ogrodzie czyste, świeże kwiaty pachną ranną rosą. Poranek, gdy słońce jeszcze nie zaświeciło na ogród, kwiaty itd.. Takie mam skojarzenia.

Niestety ja nie znajduję nic w tych perfumach co mogłoby mi się podobać są jednymi z najgorszych, które kiedykolwiek zdarzyło mi się wąchać . Kojarzą mi się z tanią wodą kolońską dla mężczyzn . Jedynie flakon nie jest najgorszy :)

No taką lilię w perfumach to ja lubię, świeżą, słodkawą i niecmentarną. Otwarcie jest delikatne, kremowe i krystalicznie czyste i choć lilia zdecydowanie dominuje w tej kompozycji to nie przysłania pozostałych nut zapachowych. Carat to bukiet kwiatowy, w którym oprócz lilii umieszczono fiołka, tulipana, narcyza, hiacynta i ylang-ylang. Dopełnieniem tego obfitego kwiecia jest piękna piżmowa baza. Wydawałoby się, że tak świeży i rześki białokwiatowiec idealny będzie na wiosenno-letnie dni, ale dzisiaj powietrze chłodne i mgliste a on pokazał swoje prawdziwe piękno. Trwałość bardzo dobra, projekcja delikatna. Carat Cartiera to luksus i elegancja zamknięta w pięknym, kryształowym flakonie (z tandetnym, plastikowym korkiem niestety). Zapach nie jest tak charakterny jak moje ukochane La Panthere ale na tyle piękny, że pragnę flakonu.

Nie wyszczególnię czym pachnie, bo się nie znam, ogólnie kwiatowy, choć w pierwszym momencie poczułam ..mydło. Pięknie się rozwija. Taki bezpieczny na co dzień, a i na wieczór też da radę. Długotrwały i mocny zapach. Niebanalny choć przypomina mi trochę Lindstan`t Guerlain. Zapach rozgrzanej słońcem skóry w upalny letni dzień. Sama nigdy bym nie zwróciła na niego uwagi. Wybrał mi facet. SAM! Ciekawa alternatywa dla ulepków królujących w każdej drogerii.