Too Faced Gingerbread Spice, Eyeshadow Palette Paleta cieni do powiek

Jeśli chodzi o tą paletę jestem totalnie rozdarta... + Opakowanie jak zwykle w Too Faced jest cudowne + Ładnie pachnie (może niekoniecznie piernikiem) przez co uprzyjemnia makijaż + Ciekawy dobór kolorów co daje wiele możliwości + Cienie są dobrze napigmentowane i łatwo przenoszą się na pędzel + W większości nie ma problemu z osypem i blendowaniem + Spiked eggnog (piękny szampan) i Hot toddy (duochrom) wymiatają :D - Duża część palety jest dość ciemna, więc makijaże wychodzą raczej w formie smokey eye. Brakuje mi tu większej ilości cieni przejściowych. - Frostbite me ma dziwną formułę i jest dość kłopotliwy - Z trwałością jest moim zdaniem bardzo słabo. Cienie w ciągu dnia blakną i znikają, zbierają się w załamaniu powieki i po czasie wyglądają jakoś tak szaro tworząc dziury.

Paletka strasznie mnie kusiła, aż trafiła w moje ręce. Na początku był zachwyt. Podobają mi się kolory, piękne, intensywne, nasycone. Jakość, pigmentacja bardzo dobre, typowe dla Too Faced. Zapach przyjemny, acz niekoniecznie pierniczkowy :) W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Jednak finalnie okazało się, że nie odnajduję się w kolorach. Makijaże, które robiłam do mnie nie przemawiały. Chyba za dużo kolorów na raz chciałam nakładać i efekt nie był spektakularny ;) Przyzwyczaiłam się do palet Anastasii, gdzie wszystkie kolory w palecie do siebie pasują. Trochę mnie to rozleniwiło :) Ale z drugiej strony tu mamy więcej możliwości różnych makeupów. Zależy co kto lubi.

Cienie są cudowne idealnie się łączą ze sobą i nie tworzą brzydkich plam. Paletka ma urocze opakowanie oraz pięknie pachnie. Szkoda ,że jest to edycja limitowana ponieważ chętnie kupiłabym ją ponownie.

Nie ukrywam - kupiłam tą paletke bo lubie markę Too Faced i posiadam juz klasyczną czekoladkę, Bonbons oraz Gold. Opakowanie jest super słodkie, kolory bardzo codzienne, nic dzikiego czego nie można nosić do pracy czy do szkoły. Jakos bardzo fajna, mozna wyczarowac niepowtarzalne makijaże - zwłaszcza duochromami! Paletka idealna dla poczatkujacych jak i bardziej doświadczonych w makijażu.

Może to śmiesznie zabrzmi, ale jestem zawiedziona, że paleta nie pachnie pierniczkami. Paleta ma zapach waniliowy, delikatniejszy niż palety czekoladowe. Cała paleta jest w ciepłej tonacji, dominują odcienie złota, różu i pomarańczu, czyli wpisuje się w obecne trendy makijażowe. W palecie mamy w sumie 18 cieni, z czego 9 jest matowych, a 9 połyskujących lub brokatowych. Najciemniejszy kolor - Reindeer Paws jest ciepłym brązem, paleta posiada też matowy beż. Zalety: -dobra pigmentacja -cienie nie robią plam -rozcierają się bez problemu -ładny zapach -matowy beż -piękne opakowanie -dobrze skomponowana kolorystycznie Wady: -cena Jakoś jednak paleta nie powaliła mnie na kolana i nie sądzę, że kupiłabym ją ponownie.

Too Faced nie zawodzi. Poza jednym podkładem, reszta produktów jest bez zarzutu. To moja trzecia paletka TF i z każdej jestem zadowolona. Ciężko wymyśleć coś innowacyjnego, gdyż palet na rynku w bród, a jednak Too Faced Gingerbread to coś innego, unikatowego. Oryginalne i piękne połączenie kolorów i kilka unikatowych, jakich wcześniej nie spotkałam. Cienie są bardzo przyjazne we współpracy, aksamitne. Jakość nie odbiega od wcześniejszych palet. Trwałość bez zarzutu. Kolory płynnie przechodzą, ale nie zlewają się w jedną plamę. Piękne duochromy, które ciężko uchwycić, są atutem tej palety. Opakowanie jest urocze. Ciasteczka nieco zasłaniają lusterko, ale wybaczam ;) Zapach na plus, nie przeszkadzający. Jestem zachwycona tą paletą, bardziej niż Hudą Nude czy Anastasią Sultry. Nie kupię ponownie bo to limitka :)

Paletkę dostałam od narzeczonego na Mikołajki, a czaiłam się na nią długo :) przede wszystkim moją uwagę zwróciły kolory, które po prostu są piękne - nie za ciemne, ale też nie mogę powiedzieć, że są to typowe nudne nudziaki. Nadają się zarówno do bardziej szalonego makijażu na wieczór, jak i nie ma problemu by malować się nimi do biura. Opakowanie - to chyba jedyny element, który nie podoba mi się w palecie. Grafika jest śliczna, ale wykonanie... blaszka wydaje się być solidna, ale (może to też wina mojego egzemplarza) "klekocze" (? nie wiem jak to inaczej opisać :D), wieczko bardzo luźno "lata". Niby przy maksymalnym rozwarciu ma jakieś zaczepki które nieco niwelują ten efekt, ale poczytuję to za duży minus. Kojarzy mi się nieco z czekoladkami w takich starych, blaszanych opakowaniach... Poza tym fajne lusterko i ta świąteczna otoczka całej palety jest przeurocza :) Zapach - bardzo ciekawił mnie zapach paletki, ponieważ w internecie jedni pisali że cudownie pachnie, inni zaś że w ogóle. Sama nie wiem... Moim zdaniem pachnie, ale to nie jest zapach pierników. Bardziej pasuje mi to na wanilię :) Cienie - są boskie! Podoba mi się dobór kolorów. Można znaleźć tam mocniejsze, jak i dzienne propozycje. Bardzo mi to odpowiada, ponieważ głównie maluję się do pracy, a w biurze nie chcę wyglądać jakbym zaraz o 17 miała wyruszyć do klubu :) Moi ulubieńcy to gingerbread latte i lookie at my cookie jeżeli chodzi o maty, z kolei z błyszczących na szczególną uwagę zasługuje frostbite me! oraz spice of life. Ten ostatni polecam szczególnie zielono i piwnookim - pięknie podkreśla barwę tęczówki. Frostbite natomiast traktuję jako toper, często przykrywam nim inne cienie błyszczące dodając nieco więcej glow - także jest bardzo uniwersalny. Dodatkowo to co uważam za duży plus palety, makijaż oka można modyfikować nawet po kilku godzinach. Czasem zdarza się tak, że po pracy gdzieś wychodzę i zamiast zmazywać makijaż dokładam po prostu ciemniejsze cienie na to co mam już na oku. Tutaj jest to jak najbardziej możliwe. Cienie błyszczące ładnie mieszają się ze sobą nawet po kilku godzinach, podejrzewam że zawdzięczają to lekko maślanej konsystencji. Mimo masełkowych właściwości bardzo dobrze utrzymują się na powiece, i to nawet bez bazy. Oczywiście, po dobrych 8 godzinach widzę lekkie rolowanie, ale nie ma tego problemu w ogóle gdy nałożę pod nie bazę (aktualnie używam tej z fenty i pięknie utrzymuje makijaż aż do wieczornego demakijażu). Na koniec chcę zaznaczyć, że jest to moja pierwsza paletka tej marki, choć wcześniej miałam okazję używać już produktów too faced. Jestem zadowolona i polecam, moim zdaniem too faced to jedna z lepszych i bardziej niezawodnych marek na dostępnym w Polsce rynku kosmetycznym :) EDIT: po kolejnym miesiącu używania paletki znalazłam w niej zupełnie przypadkiem kolejnego cieniowego ulubieńca, chyba jeden z ładniejszych cieni które miałam w życiu :) Mówię oczywiście o "hot toddy". Z początku kompletnie mnie nie zachwycał, ot zwykły różowy błyszczący cień. Jednak gdy szukając ładnego wykończenia ostatniego makijażu nawinął mi się na palec... okazał się cudownym duo chromem! Z jednej strony róż, gdy patrzy się nań jednak pod innym kątem robi się miedzianozłoty. Śliczny :) Załączam makijaż z jego użyciem, ale niestety zdjęcie zupełnie nie oddaje natury tego cienia.

Co tu dużo mówić , kocham markę too faced już od dłuższego czasu, mam kilka palet tego typu więc w mojej kolekcji nie mogło zabraknąć edycji świątecznej. Piękne cienie, intensywne, oczywiście równie przepiękny , piernikowy zapach :) Opakowanie jak zawsze solidne i mega atrakcyjne dla oka z pomocnym lusterkiem. Cienie minimalnie się osypują ale jest to do ogarnięcia, dobrze się nimi pracuje. Cena co prawda jest dość wysoka, standardowa jak za te palety, mnie udało się ją upolować na promocji w sephorze więc jestem mega szczęśliwa.

Jest to moja pierwsza paleta od Too Faced - poprzednie jakoś nigdy mnie nie przekonywały, a i opinie słyszałam różne. Produkt nabyłam w Sephorze na -20%. Uważam, że regularna cena, czyli 215 zł to dużo jak na 18 cieni. 170 zł brzmi już nieco lepiej. ;) Na zakup zdecydowałam się, bo paleta jest utrzymana w bardzo pasującej mi stylistyce, a dodatkowo uwielbiam pierniczki w każdej postaci. Ponadto w wielu recenzjach przeczytać i usłyszeć można było, że Too Faced rzekomo poprawiło formułę cieni. Co sądzę? Zacznę od opakowania. Jest bardzo solidne i estetyczne - nie od dziś zresztą wiadomo, że TF przykłada bardzo dużą wagę do wizualnej oprawy kosmetyków - chyba wszystkie są wykonane bardzo porządnie. Zapach pierniczków - tu się trochę rozczarowałam, ponieważ myślałam, że będzie intensywniejszy i bardziej piernikowy. Ale niby jest. Kolorystyka cieni - tak samo jak w internecie - przepiękna. Jeśli chodzi o pracę z nimi, czuję się trochę skonsternowana. Na pewno nie jest to bubel, ale też nie powaliła mnie na kolana. Jednak jest to moja osobista opinia i z pewnością znajdą się osoby, które na te same cechy będą patrzeć inaczej. O co chodzi? Już tłumaczę. Pigmentację cieni określiłabym jako średnią. Ma to swoje plusy, bo ciężko zrobić sobie krzywdę w postaci plamy. Kolor da się budować, ja jednak nie lubię zbyt długiego machania pędzlem dla uzyskania intensywności. Blendują się ok, chociaż znam cienie, które robią to łatwiej i ładniej (np. Morphe x Jaclyn Hill, która swoją drogą kosztowała mniej więcej tyle samo, a zawiera dużo więcej cieni i daje dużo większe możliwości). Osyp jest minimalny - to bardzo na plus. Czy będę używać? Tak, chociaż na pewno nie będzie to moja ulubiona paleta. Czy żałuję zakupu? Chyba nie, bo od dłuższego czasu zastanawiałam się, jakie są cienie od Too Faced, wszak to kultowa marka. Czy polecam? Zależy. Fani marki na pewno będą zadowoleni, kolekcjonerzy pewnie też. Gdyby miała być to moja pierwsza czy druga paleta - wtedy bym sobie odpuściła. Póki co daję piąteczkę bo niby nie ma się do czego przyczepić, ale mój hit to to nie jest.