Ojj,Nivea ...słabo....
Znalazłam ten krem w swoich zapasach, a że akurat skończyły mi się wszystkie specyfiki do pielęgnacji skóry pod oczami ,to stwierdziłam,że co mi szkodzi spróbować. Niestety, moje wrażenia są dalekie od pozytywnych, krótko mówiąc: Nivea dała ciała.
Estetyczna, mała,poręczna tubka w bladoróżowym kolorze kryje w sobie lekko nawilżający, rozświetlający krem - ot,taki delikatny kosmetyk dobry jako pierwsza pielęgnacja dla młodej skóry, czyli dla mnie - 21 lat, skóra sucha, alergiczna, z AZS, bezzmarszczkowa.
Jako, że kremy i żele pod oczy wprowadziłam do swojego codziennego rytuału pielęgnacyjnego odkąd skończyłam 18 lat(idąc za radą mojej rodzicielki oraz pani dermatolog), tak więc moja skóra jest zadbana i dopieszczona - piszę to po to, by pokazać, że recenzowany krem miał ułatwione zadanie.
Kosmetyku używałam wyłącznie rano. Ma niezwykle lekką konsystencję, tak więc idealnie nadawał się pod makijaż. Korektory używane przeze mnie (Eveline ,Hean, Max Factor, Bourjois) nie rolowały się na nim, choć ten z MF nieco dłużej się wchłaniał i potrzebował więcej niż zwykle czasu ,by stopić się ze skórą. Krem ładnie rozświetla - nie wiem, skąd opinie, że ma wielkie drobiny brokatu-to mika, a nie brokat. Może na jasnej skórze daje taki efekt? Trudno mi powiedzieć, wiem natomiast, że na mojej oliwkowej po prostu ślicznie rozświetlał. Dalej - ten krem korektora nie zastąpi, gdyż nie ma właściwości kryjących, nie rozumiem więc zarzutów,że nie kryje - nie musi, na litość boską!Jego zadaniem jest rozproszenie światła, aby optycznie ukryć cienie pod oczami.
Kosmetyk nie uczula ani nie podrażnia, ma bardzo delikatny zapach, niemal niewyczuwalny. Dzięki lekkiej konsystencji jest też bardzo wydajny - swój egzemplarz, używany codziennie rano, męczyłam nieco ponad 2 miesiące.
Wszystko pięknie,powiecie,dlaczego więc kosmetyk oceniłam tylko na 2,5 gwiazdki?
Jak wcześniej wspomniałam,krem nawilża lekko, rozświetla skórę i w zasadzie nie robi niczego więcej. Onjest tak nieinwazyjny i delikatny, że na bardziej dojrzałej skórze nie zrobi kompletnie nic, a przecież producent obiecuje niemalże cuda wianki i poleca krem kobietom po 25 roku życia....taaak, oczywiście - nie twierdzę, że po ukończeniu 25 lat to już starość i zmarchy po pachy, ale jednak skóra starzeje się i warto pielęgnować ją intensywniej, zaś rozświetlenie może stanowić wówczas dodatek, nie zaś podstawę pielęgnacji.
Po kremie Natural Beauty nie ma tego efektu wow, tego extra nawilżenia i odżywienia. On nie likwiduje cieni, nie usuwa obrzęków - ot, taki tam kremik-nie kremik.
Zużyć zużyłam, aczkolwiek zakupu nie ponowię - wydaje mi się, że jest wycofany z produkcji, jednak nawet, gdyby nadal był w sprzedaży, to mogłabym polecić go jedynie bardzo młodym dziewczynom, takim 18-22 lata, a więc - takim, jak ja. Jednak nawet i moja skóra potrzebuje czegoś intensywniej działającego, tak więc to bardziej gadżet, aniżeli prawdziwy, pielęgnujący specyfik.