Markę Wet n Wild poznałam dzięki Klubowi Recenzentki i najlepsze wspomnienia mam z różo-rozświetlaczem więc idąc tym tropem, że miał świetną pigmentację i bardzo przypadł mi do gustu, z ciekawości skusiłam się na te oto paletkę z 4 cieniami.Paletkę kupiłam trochę z ciekawości jak wcześniej wspomniałam ale trochę pod wpływem impulsu, spodobały mi się neutralne odcienie i kupując ją pomyślałam o takim codziennym, niezobowiązującym makijażu oka. I tutaj przydałby się jakiś GIF facepalm, bo to jakim bublem ona się okazała i jaki ogólnie kiepski i słaby jest to produkt, to aż do teraz nie mogę wyjść z szoku
Zacznę może od tego, że opakowanie jak na tak budżetowy produkt spełnia swoją rolę. Ta mini kasetka jest poręczna, zamknięcie na klik działa bez zarzutu. Paletka wizualnie wydawała mi się całkiem fajna, akurat taka kompaktowa mini, wszędzie wejdzie, wszędzie ją zabiorę.
Wybrałam odcień 'Walking on eggshells', mamy tu 1 cień matowy, 3 błyszczące. Cienie w paletce wyglądają estetycznie, i są w tonacji zgaszonego beżu, różu i jedynym mocniejszym akcentem jest tu złoty brąz.
Cień matowy na samej górze to jasny beż - niby ok ale na powiece go nie ma. Nakładając kolejne warstwy otrzymujemy pylącą akcję wokół oka zamiast koloru na powiece. Następnie mamy okrutnie brzydki cień, który w paletce wygląda na połyskujący jaśniutki beżyk a na ręku oraz powiecie jest to biała okropna prehistoryczno - średniowieczna perła lat 80. Kolejny cień to błyszczący zgaszony róż, na mojej powiece wygląda nieciekawie jest bardzo błyszczący, nie ma w nim koloru podczas nakładania na rękę czy powiekę, jedynie tandetny ala metaliczny błysk. Cień który mógłby ratować tą paletkę jest ten złocisty brąz, ale nie robi tego bo znów ciężko wydobyć z niego kolor na powiecie, cień znika, nie da się go przetransferować - ładnie wygląda jedynie w paletce. Cienie są suche, papierowe pod placem, kruszą się i osypują. Praktycznie nie chwytają włosia i ciężko je złapać a podczas aplikacji bardzo się pylą i wpadają do oka. Podsumowując wszystkie te cienie i kolory łączy mega słaba pigmentacja na poziomie zabawkowej paletki dla dziewczynek. Kolory w kontakcie ze skórą, jeśli już uda nam się jakoś je nałożyć są brzydkie, nijakie i tandetne, przebijają, nie są jednolite. Kiedy już udało mi już jakkolwiek coś stworzyć na oczach z ich użyciem to znów mamy tu problem z trwałością. Cieni w ciągu godziny nie widać na powiece, mam wrażenie, że ścierają się same z siebie nawet nie potrzebują kontaktu z niczym, po prostu znikają. Moim zdaniem nie da się nią zrobić normalnego makijażu bez wkurzania się, i denerwowania i po prostu tracenia czasu. Dla mnie ta paletka jest kompletnie bezużyteczna i po męczeniu się z nią miesiąc, próbowaniu tych cieni na różne sposoby najprawdopodobniej wyląduje w koszu.
Ja wszystko wiem, wszystko rozumiem, że to (bardzo) budżetowa paletka. Ale ktoś ją wypuścił do sprzedaży, ktoś ją "zatwierdził", więc dlaczego wypuszcza się tak słaby produkt, który nadaje się jedynie do wylądowania w koszu? Koszmar. Nie jestem w stanie polecić tej paletki nawet osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z makijażem oka i boją się mocnej, nasyconej pigmentacji na początek, bo z tym produktem można się do makijażu wyłącznie zrazić. Nie polecam, takiego bubla ci u mnie dawno nie było.
Wady:
- cienie są słabej jakości począwszy od ich formuły na braku pigmentacji kończąc
- bardzo się osypują, pylą i kruszą
- kolory szczególnie 2 błyski (jasny beż i róż) na skórze mają koszmarne kolory
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie