Ten wariant kultowych ,,czekoladek'' dostałam w prezencie od siostry-sama taką ma i jest z niej bardzo zadowolona.
Na początku podchodziłam do niej trochę sceptycznie-kolory są ciepłe, a ja lepiej czuję się w bardziej neutralnej czy chłodniejszej tonacji. Jednak z czasem i do kolorystyki tej paletki się przekonałam, o dziwo wygląda nieźle nawet przy moim typie urody, zaś same cienie są dobre jakościowo i przyjemnie mi się nimi pracuje. Aczkolwiek spośród wszystkich paletek I Heart Revolution, które znam ta recenzowana wypada mocno średnio.
Wada numer jeden-powtarzalność kolorów. Niektóre cienie są do siebie strasznie podobne, różnią się tylko nieznacznie tonem. Może te niuanse dostrzegą i docenią użytkowniczki bardziej wprawione w sztuce makijażu, ale ja jestem przeciętnie zdolnym zjadaczem makijażowego chleba i na powiece nie widzę między nimi znaczących różnic.
Cienie, które dla mnie są do siebie aż nazbyt podobne:
In The Sheets-Brazen
Undressed-Bodacious, a ja jeszcze do nich podepnę French Girls
Stripped Down-Candlelit
Zamiast kilku z nich spokojnie można byłoby dać czerń(przydatną do zagęszczania linii rzęs w make-up no make-up), jakiś jeszcze ciemniejszy brąz z bordową nutą(skoro już paleta idzie w ciepłe strony to właśnie takiego brązu mi tutaj brakuje), dodatkowy jasny błysk(In The Nude jest ładny, ale dla mnie ciut za żółty i ogólnie jest tak delikatny, że najlepiej sprawdza się jedynie do rozświetlania wewnętrznych kącików) i jakiś błyszczący róż/brzoskwinię(Birthday Suit jest dla mnie ciut za pomarańczowy, aczkolwiek lubię go za ciekawe satynowe wykończenie). Wtedy mogłabym powiedzieć, że to jest kompletna oraz uniwersalna paletka cieni.
W kwestii jakości cieni w recenzowanej palecie jestem całkiem zadowolona. Ciemniejsze maty (In The Sheets, Bare It All, Brazen, Au Naturel) i środkowe(French Girls, Undressed, Bodacious) są dobrze napigmentowane, nie mam większych problemów z ich blendowaniem czy rozcieraniem. Aczkolwiek trzeba mieć na uwadze, że lubią się osypywać-tak więc nabieramy małymi porcjami i dobrze otrzepujemy pędzelek przed aplikacją na powiekę. Najjaśniejsze maty są dużo gorsze w pigmentacji-słabo kryją, lubią tworzyć prześwity i plamy, używam ich jako cienie przejściowe do rozcierania granic(In The Buff, Skimpy, Secret, After Dark). Rozczarował mnie trochę Flustered-kremowy mat z mikrodrobinkami, liczyłam na migoczący woal brokatowej mgiełki, tymczasem cień jest jak kreda.
Błyski są bezproblemowe-miękkie, ale nie kruche, bezproblemowo się nakładają oraz rozcierają, są dobrze napigmentowane, lubią aplikację zarówno palcem jak i pędzelkiem. Na powiecie ładnie migoczą, ślicznie rozświetlają spojrzenie oraz makijaż, często stosuję je jako cień na całą powiekę do szybkiego naturalnego makijażu.
In The Nude jako jedyny z nich jest półprzejrzysty, dobrze się nadaje jako rozświetlacz.
Birthday Suit jest o tyle ciekawym kolorem w tej paletce, gdyż ma wykończenie satynowe-z jednaj strony to nie jest stricte brokat, z drugiej zaś na powiece też nie jest matem, ma taki lekki satynowy srebrny blask. Jednak lubi ginąć przy blendowaniu, dlatego trzeba trochę go podokładać podczas robienia makijażu.
Nakładane na bazę trzymają się całkiem dobrze, do 8h bez rolowania się czy zbrylania. Jednak maty mają tendencję do blaknięcia po kilku godzinach, nasycenie koloru znika w ciągu dnia :(
Nie uczulają oraz nie podrażniają oczu.
Opakowanie-oczywiście, że śliczne. Lusterko przydatne-spore i nie zniekształca, nieraz się na szybko w nim malowałam. Jedyne zastrzeżenie mam do jakości plastiku oraz wykonania-zdążył mi się połamać zatrzask przy otwarciu przez co paletka sama się otworzyć.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie