Ziaja Sopot Sun, Olejek w żelu do opalania SPF15 

Tak jak w tytule, olejek idealny jest moim zdaniem na wyjazdy nad wodę czy w miejsca, gdzie możemy odsłonić trochę ciała i przy okazji nie przejmować się wyolejowanym ciałem, bo taki ten produkt jest. Raczej nie suchy, a zwykły tłusty olejek, który świetnie radzi sobie w wodzie. Co prawda na plaży przykleja się do niego piasek ale taki już urok olejków. Jak dla mnie ochrona super na 2-3 godziny, dłużej nie próbowałam, ale sprawdził się bardzo dobrze. Plusem jest wygodna buteleczka z aplikatorem. Nie wiem czy kupię ponownie, ponieważ jest tyle różnych produktów na rynku... :)

Olejek w żelu do opalania miał mieć innowacyjną formułę. Poza wygodnym aplikatorem oraz małą i wydajną buteleczką, produkt miał być oporny na działanie piasku i wody. Cóż. Wodoodporny rzeczywiście jest, mimo tego po powrocie z morza ponawiałam aplikację, ale do piasku klei się niesamowicie. Gdy tylko posmarowana część ciała miała kontakt z piaskiem, czułam się jak kotlet schabowy obtoczony w bułce tartej. Twierdzenie, że to suchy olejek, jest bardzo na wyrost, bo wcale nie jest suchy. Zwykły olejek, powodujący klejenie się. Na plus odpowiednie opakowanie, które można zabrać w podróż oraz wygodny aplikator, również przyjemna jest konsystencja. Filtr SPF 15 jest trochę niziutki, mam też produkt SPF 20 i zdecydowanie wolę ten drugi ze względu na większą ochronę. Ogólnie produkt nie jest zly, spełnia swoją rolę, jest bardzo wydajny, ale jeżeli producent mówi, że produkt się nie lepi do piasku, a po przetestowaniu wersji SPF 15 i 20 lepię się jak fashionistki do szyb na wyprzedaży w Zarze, to nie odpowiada mi to.

Większość część recenzji tego kosmetyku już napisałam w tytule, ale chciałabym wspomnieć jeszcze o kilku innych rzeczach. Kosmetyk otrzymałam w paczce konkursowej jako nagrodę w akcji Recenzentka Miesiąca, dlatego raz jeszcze dziękuję bardzo Redakcji Wizaż za werdykt i Wizażankom za wsparcie i dobre słowo. Olejek znajduje się w pomarańczowej buteleczce z pompką w postaci sprayu, co ułatwia aplikację. Najbardziej byłam zaskoczona oleistą formułą kosmetyku, mającego przecież napisy "suchy olejek", no ale cóż. Liczyłam na aksamitny efekt na mojej skórze, niestety, olejek okazał się tłustym olejkiem. Nazwany "suchym" to jak gdyby z rozpędu, bo z olejkiem suchym ten kosmetyk nie ma nic wspólnego. Kosmetyk posiada chemiczny, lekko naftowy, pobrzmiewający lekko konwalią zapach. Moim zdaniem - można się przyzwyczaić. Olejek jest tłusty i wodoodporny, dlatego po opalaniu, zmycie go jest uciążliwe, woda spływa bez interakcji z rzeczonym olejkiem. Użycie żelu pod prysznic co prawda nie gwarantuje, ale wspomaga czynności zmywania oleju z ciała. Jeżeli chodzi o samo przebywanie na słońcu, wykorzystałam kilka weekendów na takie rzeczy, olejek wsmarowany w skórę tworzy tłustą warstwę i nie ma opcji, żeby się nie ubrudzić. Ochrona przeciwsłoneczna raczej niziutka, spf 15, akurat dla mnie żeby sprawdzić możliwości tego olejku. Opalałam się głównie w ruchu, w sporcie, robiąc przerwy, upały jak wiemy były dosyć spore. Co do opalania z Ziają spf 15 doznałam poparzeń słonecznych. Olejek chroni skórę, ale przy okazji brudzi i poprzez swoją tłustą warstwę łapie niestety piasek, klei się. Za to opalenizna pokazała się bardzo szybko, skóra sprawia wrażenie ładnej, zdrowej. Od dawna nie spotkałam kosmetyku, na który tak dobrze "łapie" słońce. Dlatego mimo tłuszczącej formuły nie krytykuję tego produktu, ponieważ zapewnia i ochronę skóry, i opaleniznę.