A ja bardzo lubię kontakt z L’Eau Trois tuż po jego rozpyleniu na skórze: Niezwykle czyste, przestrzenne, niesione nurtem dość wyraźnie wyczuwalnych przypraw kadzidło wędruje przez nozdrza kierując się najpierw w górę, aż pod sklepienie czaszki (przy czym nie uderza w nią pieprzną mocą znaną z Bois D’Encen). Tu rozpływa się, ulega prze-eteryzowaniu, unosi się jeszcze chwilę i powolutku opada, zaczyna się robić płynno – balsamiczne, otulające, nie tracąc jednak jeszcze prawie nic ze swojej czystości.
Po chwili nieznacznie się ociepla, ale jest to proces skutecznie hamowany wyraźnym przeciwstawnym działaniem aromatu igieł sosnowych, które dość bezczelnie wysiedlają pierwotnie moszczące się tu oregano i rozmaryn.
Kadzidło uspakaja się, szczodrze podbite mirrą i w towarzystwie nieco wysładzającego kompozycję tymianku tworzy wokół „nosiciela” coś na kształt mistycznej aury. Dla mnie jest to zapach spokoju, równowagi duchowej, życiowej mądrości zbudowanej na stoickiej konstrukcji. Ale mądrość ta nie musi wcale być tożsama z doświadczeniem, które przynoszą lata, wiąże się raczej z pewnymi cechami charakteru, albo świadomością pozwalającą dokonywać trafnych wyborów, a do której dorasta się kontemplując krajobrazy samego siebie. Dlatego właśnie, jeśli miałabym znaleźć imię dla zapachowego amuletu, który pomagałby w trudnych sytuacjach osiągnąć stan równowagi, prawdopodobnie byłoby nim właśnie L’Eau Trois...
W wielu recenzjach LT utożsamiane jest z kościołami, cerkwiami, zakrystiami... jak to kadzidło – pierwsze skojarzenia faktycznie przenoszą w te sakralne przestrzenie. Według mnie jednak LT brak tej kościelnej surowości, kompozycja ta nie każe chylić głowy przed absolutem, nie tchnie przytłumionym, gnijącym oddechem drewnianych ław i klęczników, nie sączy się dymnie i władczo.
Dzieło Serge Kalouguine jest zapachem przyjaznym, żywiczne (głębsze i bardziej żywe) oraz drzewne (szorstkawe i zrównoważone) tony kierują raczej w stronę przyrody i skłaniają do uświadamiania sobie bycia po prostu jej częścią – taka może trochę New-Age’owa perspektywa. Idąc tym tokiem rozumowania i podsumowując: LT to piękne, chyba najbardziej „dla ludzi” perfumiarskie kadzidło, jakie do tej pory poznałam odwołujące się jednak mocno do sił natury.
LT długiego ogona nie generuje (i chwała mu za to – bo ma zupełnie inny charakter), raczej otula, okala, „auruje”. Trwałość jak na edt całkiem słuszna: ok 7-8 godzin. W ostatnich fazach trwania nieprzewidywalne (czasem słodko – tymiankowe, czasem chłodniejsze, żywiczno - sosnowe), ale w każdej odsłonie intrygujące.
Myślę o założeniu KOMITETU D/S PRZYWRÓCENIA PRODUKCJI DZIEŁ PERFUMERYJNYCH: i L’Eau Trois mogłoby otwierać listę;) Ktoś się przyłączy? ;))
Używam tego produktu od: ok 1 m-ca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 5-mililitrowego dekantu, DZIEKUJĘ Asiu;)