Nie wiem czy Scarlett, ale jest fajnie.
Scarlett intrygowała mnie już od dłuższego czasu ,a nie ukrywam, że moją uwagę przykuł przede wszystkim flakon - nietypowy, w słodkiej, pastelowej biało-różowej tonacji. Testowałam je ilekroć pojawiłam się w drogerii i za każdym razem wrażenia były takie same - cudownie ciepły, słodki, wręcz kojący zapach. Miód, herbata, nieco delikatnych kwiatów - magnolia, frezja, które gdzieś tam w tle nieśmiało się wychylają. Wąchałam i wąchałam ten nadgarstek. Może to głupie, ale ten zapach sprawiał, że czułam się taka ... bezpieczna ? Kojarzył mi się ze spokojem, ciepłem domowego ogniska, coś wspaniałego. Kupiłam 50 ml i o ja głupia ... odstawiłam na półkę, bo akurat zaczęła się jesień i postanowiłam, że przywitam nimi wiosnę ( :D ). I tak też poleżakowała sobie Scarlett przez pół roku w szafce, troszkę napoczęta, bo oczywiście musiałam raz stestować. Nadeszła wiosna, otwieram i ... co jest ? To nie ten sam zapach ! Scarlett stały się ciężkie, mocno kwiatowe. Zniknęła słodycz miodu, nie ma też już tej herbaty, na miejscu delikatnych kwiatów znalazły się ciężkie, upajające lilie, irysy, piwonie. Nie wiem co się stało, perfumy były dobrze przechowywane, węch się nie zmienił. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - Scarlett jest ubóstwiana przez mojego faceta, uwielbia ten zapach, wyczuje go z promienia 100 km :D Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do niego i jest ok. Scarlett O\\\'hara to to nie jest, ale Scarlett Johansson ? Niby dziewczyna z sąsiedztwa, na czerwonym dywanie seksbomba - myślę, że to lepszy traf :) Flakon świetny, trwałość także. Szkoda, ze ciężko z dostępnością w moim mieście. Daję 4,5* , bo lepszego afrodyzjaku zapachowego jeszcze nie miałam :)