Recenzję kieruję przede wszystkim do osób, które znają Pommegranate Noir od Jo Malone. Dlaczego? Bo nie jestem pewna, czy zapach spodoba się tym, którzy nie znają i nie lubią oryginału. Kilka osób mówiło mi, że jest dość dziwny, sama uważam, że mógłby uchodzić za luksusowy odświeżacz powietrza.
Jo malone znam w oryginale, mam miniaturkę i krem do ciała. Mimo, że zapach okazał się na mnie niesamowicie trwały i wart swojej ceny, to ręka zadrży mi tysiąc razy zanim wydam taką kwotę na perfumy. Zobaczyłam na yt kilka recenzji jenny glow, mówiących że to naprawdę wierne klony dobrej jakości. Dlatego na pierwszy ogień poszedł zapach, który jestem w stanie porównać z oryginałem.
Opisując go krótko jest to zapach owocowo-drzewny. Dziwne połączenie, nuty owocowe, słodkie plus męskie, świeże, drzewno-żywiczne. Pierwsza chwila kojarzy się z syropem na kaszel (piołun w połączeniu z truskawką?) Później te nuty jakby się rozdzielają, owoce są odczuwalne oddzielnie, do nich po chwili dochodzą nuty drzewne, ziołowo-świeże. Im dłużej trwa zapach, tym moim zdaniem nuty męskie, drzewne są silniejsze, owocowa słodkość schodzi w tło, ale dalej jest wyczuwalna. Producent podaje jeszcze melona w nucie głowy i pieprz, których ja w ogóle nie wyczuwam jako oddzielnych nut, może są obecne nadając zapachowi jakiś konkretny charakter, a nie wyczuwalne samodzielnie. Paczula nie ma tu ziemistego, stęchłego charakteru (który ja lubię), chyba jest obecna jako balsamiczny, słodkawy aromat.
Odnośnie podobieństwa do jo malone : dla mnie perfumy są identyczne. Mimo, że u Jenny mamy tylko truskawkę zamiast maliny, granata i śliwki, jedną nutę drzewną zamiast połączenia z mirrą i żywicą - mimo ubogiego składu mamy pełnoprawny zapach. Trwałość całodzienna, na włosach 2-3 dni, tak samo na ubraniach. Mniejsza może być projekcja, Jenny zastyga bliżej ciała i przypomina się, kiedy się poruszam, Jo malone wypełnia czasem cały pokój.