Dzisiaj przyszedł czas na lawendę!
Uwaga: Ta Lawenda TYLKO DLA PRAWDZIWYCH MIŁOŚNIKÓW LAWENDY-ZIELA! ????
Ja nie wiem czy mogę tak oficjalnie napisać, ale wstęp tych perfum to jakiś horror! Być może zagorzali miłośnicy strikte ziołowej lawendy w tym momencie mnie znienawidzą, ale niestety pierwszy psik spowodował, że wszystkie moje koszmary z nią związane się urzeczywistniły. Pierwsze co, to mocne uderzenie tak surowej i ekstremalnie ziołowej macierzanki, że odleciałam do tyłu z wielkim grymasem na twarzy. Niestety! Poczułam się jakbym nagle znalazła w jakiejś chatce czarownicy, która dopiero co przyrządziła ekstrakt odstraszacza na komary i zadymiła całą przestrzeń. Zapomnijcie o słodkim Mon Guerlain. Przedstawione tu nuty lawendy trzeba lubić! I to bardzo, inaczej pierwsze skojarzenie to będzie spray na muchy, odświeżacz do łazienki czy płyn do podłóg. Nic na to nie poradzę, ale właśnie tak pachnie Bohemian Bluebells przez dobre pierwsze 50 minut. Dramat, dramat, dramat! Modliłam się, aby zapach szybko ewoluował, gdyż miałam ogromną chęć wskoczyć pod prysznic i zmyć z siebie tę woń. W zasadzie jakby mi ktoś dał te perfumy to testów w ciemno, to rzekłabym, że to nisza w dziwacznej odsłonie.
Czas mijał, ja siedziałam jak na szpilkach i ufff udało się! Dzięki Bogu mamy w składzie piżmo! Kochane piżmo, którego fanką też nie jestem, uratowało całokształt i bardzo powoli zaczęło pacyfikować zielono-goryczkową masakrę (wybaczcie za określenie, ale tak było). Mimo że wciąż pozostaje wyczuwalna apteczno-drażniący akord, to akcent pudrowości sprawia, że w jakimś stopniu staje się "noszalny" (dodałam cudzysłów, gdyż na tym etapie zapach przybiera postać brudnych i ziemistych kwiatów po burzy, jakby zamknięto błotny olejek fioletu w butelce i trwa w tym wydźwięku już do końca).
Bez wątpienia tymi perfumami można zabić otoczenie! Bohemian Buebells w nadmiarze jest toksyczny. Uważam, że dwa psiki to max! Projekcja i trwałość zaskakująco dobre.
Patrząc na samą kompozycję Jo Malone wykreowała idealną, surową lawendę - ziele, nie dla każdego, zakup TYLKO po testach. Perfumy z serii: albo się je pokocha, albo znienawidzi.
P.S.
Ciężko mi ocenić ten zapach, ponieważ z jednej strony jest to majstersztyk jeśli chodzi o przedstawienie idealnie ziołowej i wysuszonej lawendy, a z drugiej wiem, że tego typu perfumy należą do kategorii: albo się je pokocha, albo znienawidzi, z powodu swojej nieszablonowości. Za samą kompozycję dałabym mimo wszystko mocne 4, a może nawet i 5, natomiast jej odbiór przez otoczenie może skończyć się nieprzewidzianie :) . Daje 4 !
Zalety:
- bardzo realistycznie przedstawiony zapach lawendy-ziela
- zaskakująco dobra trwałość
- kompozycja wpada w niszę, aniżeli mainstream
Wady:
- bardzo intensywny wydźwięk macierzanki w naturalistycznym wydaniu. Z pewnością nie przypadnie każdemu do gustu, tylko dla miłośników
- otoczenie reaguje różnie na ten aromat
- migrenogenny