Kino Odeon na Leicester Square...
Ricci Ricci to jeden z tych zapachów, który zachwyca moje otoczenie, a ja, jako osoba nosząca, nie wiem co o nim sądzić. Oczywiście podobają mi się, tak po prostu, są ładne, ciekawe, mają jakąś tam głębię i w ogóle są w porządku.
Zapach otwiera się na bogato i taki zostaje. Ciepły, mocny, ma ogon, ale ja przy nim nie mam tego uniesienia, zachwytu. Jednak doceniam jego siłę, kompozycję, bukiet, tą zuchwałość z opisu. To miejski zapach, który pozwala na pewnego rodzaju intymność, bo choć trzyma się blisko skóry, sięga dalej i czaruje wkoło.
To nie jest zapach dla nastolatki, to zapach młodej kobiety świadomej siebie i tego kim jest, co obecnie jest dość rzadkie. Dla mnie w żadnym razie nie kojarzy się z latem - jak piszą niektórzy. To aromat jesieni, wczesnej zimy, otulający, grzejący, unoszący się wokół kobiety i podkreślający jej charakter.
Ostatnio nosiłam go do grubego, czarnego oversizowego swetra, dżinsów boyfriendów z dziurami i botków chelsea - poszłam tak do kina Odeon w Londynie. Przed seansem nachylił się do mnie really cute guy i zapytał czym tak pachnie, bo czuje w rzędzie za mną. Odpowiedziałam, jego brwi poszybowały do góry i może i chciałby pociągnąc konwersację dalej, ale zaczęło się The Imitation Game. Szkoda, wyglądał prawie jak Antoine Arnault, bardzo prawie. Nie mogłam przestać się uśmiechać, niestety nic nie wyszło, po senasie zniknął... Ale mam piękne wspomnienia.
Może więce kupię go ponownie? Może.
Używam tego produktu od: roku
Ilość zużytych opakowań: jedno, całe