Avon Nutra Effects, Matte, Oil Control Day Cream SPF 20 Matujący krem na dzień

Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak świetnych efektów po kremie z drogerii. Avon Nutra Effects Matujący Krem na Dzień SPF 20 to prawdziwe odkrycie dla mojej mieszanej cery. :) Co mi się w nim podoba: -Matujący efekt: Krem doskonale radzi sobie z błyszczeniem w strefie T, nawet w upalne dni. Moja skóra wygląda świeżo i matowo przez wiele godzin. -Nawilżenie: Mimo swoich matujących właściwości, krem nie wysusza skóry. Wręcz przeciwnie, zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia, dzięki czemu moja cera jest miękka i gładka. -Lekka formuła: Krem ma przyjemną, lekką konsystencję, która szybko się wchłania i nie obciąża skóry. -Ochrona przeciwsłoneczna: SPF 20 to wystarczająca ochrona na co dzień, zwłaszcza pod makijaż. -Wydajność: Krem jest bardzo wydajny, więc starcza na długo. -Cena: Stosunek jakości do ceny jest naprawdę świetny.

Jednym z głównych problemów był fakt, że krem bielił moją skórę, co było nieco irytujące, szczególnie gdy starałam się go równomiernie rozprowadzić. Dodatkowo, konsystencja kremu była dość gęsta, co sprawiało, że aplikacja była trudniejsza i zajmowała więcej czasu. Nieco lżejsza konsystencja byłaby bardziej preferowana, szczególnie w przypadku kremów na dzień. Nie czułam, że krem naprawdę przyczynił się do poprawy wyglądu i tekstury mojej skóry.

Mam cerę tłustą, więc ten krem jak i reszta serii NutraEffects Matte powinny być dla mnie odpowiednie. Krem ma dość ciężką, tłustawą konsystencję Przez to nie matuje - pół godziny po nałożeniu makijażu muszę używać bibułek, a i tak zaraz na nowo pojawia się tłusty film. Na plus na pewno zawartość filtrów SPF 20. Podsumowując: do cery tłustej i mieszanej się nie nadaje.

Produkty Avon z linii Nutra Effects chyba najbardziej przypadają mi do gustu. Ten krem zaskoczył mnie szczególnie. Najpierw myślałam, że krem się roluje, ale on tak naprawdę złuszcza skórę, mało tego nawilża, chroni skórę przed wolnymi rodnikami i przed promieniowaniem UVA i UVB. W składzie ma nawilżające masło shea, ekstrakt z wierzby białej oraz proteiny ryżu i pszenicy. Krem tworzy ochronny film, który chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Naprawdę polecam!

Według mnie ten krem jest bardzo podobny do swojego poprzednika, który był dostępny razem z kremo-żelem na noc z tej serii. (Szkoda, że tego tego kremu-żelu na noc nie można już dostać, bo b. go lubiłam). Mam cerę mieszaną, ale bardziej tłustą i dojrzałą z problemem wrażliwości. Ten krem uważam za całkiem dobry produkt, bo ładnie łagodzi wszelkie niechciane zmiany. Cera jest po nim ukojona i dobrze nawilżona. Przyjemny zapach ziołowy jest bardzo ulotny. Krem zostawia u mnie tłustą warstwę, którą potem maskuję podkładem z pudrem i to się sprawdza. Szklany słoiczek nie jest zbyt wygodny, bo jest kanciasty i pod koniec trudno wymuskać wszystko ze środka. Sprzedawany jest w zafoliowanym kartoniku.

Krem kupiłam za 10zl a Avonie. Skuszona obietnicami producenta o jego super możliwościach matujących i nawilżających mówię- Biorę! I oto moje spostrzeżenia po 1 miesiącu używania,a raczej.. sięgania po niego tylko dlatego, że chciałam go już przetestować żeby napisać recenzję, gdyż nie używałam go z chęcią sama z siebie... 1. OPAKOWANIE Ładne, zwyczajne szklane opakowanie z denną zakrętką. Nie wiem czy otrzymałam wadliwa partię, czy zakrętka jest tak beznadziejna ale określiłabym ją bardziej jako nakładkę, gdyż produkt się szczelnie nie zakręca. Nakrętka kręci się to w prawo to w lewo w zależności w którą stronę ja "zakręcimy" chociażby palcem... W podróż bym nie zabrała tego kremu, gdyż byłabym pewna że się odkręci. 2. ZAPACH Zapach ma bardziej neutralny, nic szczególnego. Ja preferuje kremy perfumowane, co daje mi większą przyjemność używania, ten produkt jest po raz kolejny w mojej opinii--zwyczajny. 3. KONSYSTENCJA Krem ten ma naprawdę dziwna konsystencję. Jest biały i lekko żelowy. Niby to krem bo jest bogatszy niż żel, ale delikatnie dotykając palcem powierzchni kosmetyku-mamy wrażenie jakbyśmy dotykali leciutko żelowego "glutka" :P Akurat ta konsystencja mi się podoba-coś nowego. 3. DZIAŁANIE Produkt mnie nie zapchał i tu należą się brawa bo niestety jeżeli chodzi o Avon to często się to zdarza. Czy ten produkt matuje? Tu zaśmiałabym się niestety do producenta bo ten produkt sprawia, że skóra staje się mocno świetlista, a wręcz nieprzyjemnie tłustawa... Absolutnie produkt nie matuje, a bardziej wyświęca skórę. Buzia jest po jego zastosowaniu nawilżona, a krem w czasie wsmarowywania staje się lekko tępy-tak jakby faktycznie zaczynał matowic, ale nic z tych rzeczy. Po nałożeniu patrzymy w lusto i widzimy pięknie świecącą się facjatę. No ale nic.. Produkt w sumie nadaje się pod makijaż, gdyż go nie waży, ale tak jak wspominałam wcześniej- makijaż wcześniej się wyświęca, a ja mam wrażenie, że wystarczy przejechać palcem po twarzy, a produkty z niej zejdą znacznie szybciej, niż bez tegoż kremu. Po miesiącu stosowania, uważam że wystarczająco już go wyeksloatowałam i myślę, że produkt nie robi na buzi nic oprócz nawilżenia, które dla mnie- posiadaczki skóry mieszanej jest zbyt nachalne i zbyt duże... Kosmetyk nie matuje co jest jego ogromną wadą, nie poprawia jakości skóry, ale też i jej nie psuje... No ale dla mnie jest to zbędny kosmetyk. Nie kupię drugi raz na pewno i raczej nie wykorzystam słoiczka.

Jak tytuł wskazuje mam co do tego kremu mieszane uczucia, z jednej strony polubiłam się z nim dość mocno, ale z drugiej nie spełnił wszystkich moich oczekiwań. Zacznijmy od opakowania, które jest naprawdę dobrze wykonane, krem znajduje się w szklanym słoiczku o pojemności 50ml, dodatkowo posiada zakrywające wieczko. Wygodnie wydobywa się z niego produkt przez co dokładnie można zużyć go do końca. Krem jest koloru białego, nie jest gęsty, ma raczej taką aksamitną konsystencję, która akurat bardzo mi się spodobała, z łatwością rozprowadza się go również na twarzy. Zapach jest bardzo ładny, świeży, przez co to poczucie świeżości po jego użyciu jest jeszcze bardziej wyczuwalne. Krem jest także wydajny, wystarczy wydobyć niewielką ilość, aby rozsmarować go na calej twarzy. Przechodząc do najważniejszego czyli działania, krem po nałożeniu lekko matuje i tutaj mój mały zawód, bo myślałam że będzie lepiej. Po jakimś czasie skóra i tak zaczyna się świecić, szczególnie w strefie T. Natomiast krem bardzo ładnie nawilża skórę, nie przesusza jej ani nie zapycha. Po jego stosowaniu nie zauważyłam, aby powstawały jakieś nowe niedoskonałości. Buzia jest gładka, świeża, wygląda na zdrową i rozjaśnioną. Niestety dość długo się wchłania i zostawia lekki film na twarzy. Dlatego bardziej używam go jako kremu na noc niż na dzień. Dodatkowym plusem jest to, iż posiada filtr SPF 20, który chroni przed promieniowaniem UV. A więc jak widać mam mieszane uczucia, bo z jednej strony bardzo go lubię i byłoby idealnie gdyby dłużej utrzymywał mat na skórze.

Krem skierowany jest do skory przetluszczajacej sie. Moja cera jest mieszana , z tendencja przetluszczania w okolicy strefy t. Zakupilam wiec ten krem ,nie wydajac nawet 12zl. Kremik znajduje sie w szklanym sloiczku 50ml. Zapakowany jest w estetyczne bialo zielone pudelko. Sam kremik ma nietlusta formule, ktora lekko rozprowadza sie po skorze. Bialy aksamitny krem latwo wklepac , nie pozostawiajac swiecacej sie skory. Uzywam go na noc, po oczyszczeniu twarzy. Nie pozostawia lepkosci, wiec szybko sie wchlania. Zapach nie odpychaa jest wrecz lekko wyczuwalny. Niepowstaja po nim zadne niedoskonalosci. Co do zmatowienia, faktycznie matowi jednak na krotki czas. Skora nadal sie swieci. Wydaje mi sie jednak ,ze lepiej i zdrowiej wyglada,takze zostaje przy nim na dluzej.

Krem kupiłam za 11zł. Szczerze mówiąc liczyłam,ze krem bedzie miał przyjemny zapach a pachnie identycznie jak inne produkty z serii NutraEffects. Dla mnie jest zbyt sztuczny i chemiczny,nie lubie go i tyle, ale to kwesta gustu. Kiedy rano szybko oplukałam twarz wodą i nałożyłam krem , nie zauważyłam szczególnej różnicy po a przed nałożeniem kremu,więc trochę slaboo:( Dopiero, jak użyłam oczyszczajacej pianki też z tej serii i po niej nałożyłam krem ,wtedy skóra była ładnie napięta i faktycznie matowa przez 3-4godziny. Odczuwałam odswiezenie,ale to raczej za sprawą tej pianki,ktorą lubię używać. Po miesiącu stosowania nie wytrzymałam! wysmarowałam nim całe nogi i z ulgą wyrzuciłam do kosza! Skóra z dnia na dzień coraz bardziej się świeciła i wygladała niechlujnie krótko po porannej toalecie. Sądziłam, że to kwestia zmiany pory roku,słońca i wyższej temperatury. Stan skóry poprawił się,kiedy na dobre z niego zrezygnowałam. Nie polecam!