Jak zawsze w przypadku bliskich mi perfum, tym razem także miałam kłopot z ich opisem. Dłuuugo zbierałam się do napisania tej recenzji, ale już czuję, że mogę nieco wam o nich opowiedzieć.
Mamusia mówi, że te perfumy są stworzone dla mnie. ♥️ Racja, są! Moje! Zaklepane!
Jak je zdobyłam po raz pierwsy, tego nie pamiętam, ale pewnie zostały mi sprezentowane, bo używałam ich jeszcze przed reformulacją, czyli dawno (wtedy były perfekcyjne, dziś -prawie perfekcyjne)... Wybrałam je na studniówkę. Gdy zamówiłam taksówkę, kierowca powiedział, że mam tak piękne perfumy, że aż nie będzie palił, żeby czuć jeszcze ten zapach, kiedy wysiądę. Czy to podryw? Bardzo wątpię. Po prostu te perfumy są przepiękne!
Flakonik nie wprowadza w błąd. Od razu widać, że mamy do czynienia z czymś raczej poważnym, na pewno eleganckim, wykwintnym, luksusowym, kunsztownym, ale też mrocznym. Buteleczka ciemna opalizująca na burgundowo, kanciasta i przysadzista, szlifowana, z dużym owalnym czarnym korkiem imitującym kamień szlachetny. Ktoś napisał, że w środku mieszka Jin i nie jest to dalekie od prawdy... wcale nie trzeba pocierać jego powierzchni, by zostać oczarowanym tym zapachem. Sporo osób mówi o obecności kokosa - ja go tam nie czuję... Czuję przede wszystkim kwaskowatość czarnej porzeczki, szlachetny i naprawdę głośny jaśmin, gardenię (której nie ma w składzie), pieprzny heliotrop, orientalne drzewo sandałowe i otulającą wanilię. Podobno rośnie tu fiołek... Uwielbiam fiołki - to jedne z moich ukochanych kwiatów! Wygląda na to, że został przytłoczony przez wyżej wymienione składniki. Szkoda. Gdyby był bardziej wyrazisty, to kompozycja byłaby zapewne jeszcze cudowniejsza. Nadal nie wiem jak pachnie tuberoza, a tym bardziej plumeria (kojarzy mi się ze śliwką... jestem na dobrym tropie? nie zdziwiłabym się, gdyby w tych perfumach znajdowała się śliwka), drzewo kaszmirowe... znany składnik, ale dla mojego nosa chyba niewyczuwalny... a w każdym razie trudno mi go wyodrębnić. Czarna figa? Też nie wiem jak pachnie, ale figa jako taka jest słodziutka, a czarna...? No, to możliwe... Tak, te perfumy są niewątpliwie słodkie, jednak nie jest to ulepek, syrop przeciwkaszlowy, żaden deserek. To słodycz balsamicznego, trochę niepokojącego orientu. To słodycz namiętności...
Pragnę zaznaczyć, że to woda toaletowa, a nie perfumowana. Tak trwałej damskiej EDT nie spotkałam nigdy w życiu! Tytan, który bije na łeb tak wiele EDP. Na płaszczu czuć go przez tydzień, na swetrach zapach utrzymuje się nawet po praniu, włosy pachną trzy dni, a ciało woni jeszcze po kąpieli. Sama nie czuję tych perfum jakoś wyraźnie, ale ludzie zwracają na nie uwagę; ja je czuję w momencie gdy niuchnę wypryskany nimi fragment. Nie mogę się temu nadziwić! A żeby tego było mało, to mają ogon. Długi jak katedralny welon, rozłożysty i piękny jak paw. Psiknę się nimi w moim pokoju i wychodzę z domu, a gdy do niego wracam po kilku godzinach, zapach nadal się unosi! Nie wywietrzał! Wyobrażacie to sobie?! To, że ja też nim pachnę to chyba oczywiste. Przestrzenny, projektujący, pod każdym względem i z każdej strony wywołujący zachwyt i oszołomienie!
Wiecie, że lubię łączyć zapach z charakterem nosiciela, więc... Do jakich kobiet pasują te perfumy? Pierwsze, co mi przychodzi do głowy to Szeherezada. Piękna, mądra, tajemnicza, mistyczna, majestatyczna, pełna królewskiej godności, szlachetna, czarująca, trochę wyniosła... o potężnej magnetycznej charyzmie i uważnym głębokim spojrzeniu, ze spokojnym, cichym, melodyjnym, raczej niskim głosem, raczej flegmatycznym, bardzo uwodzicielskim. Jest zachowawcza i bardzo kulturalna. Nieśpieszna. Czasami gra na czas. Bywa zadziorna, bywa sarkastyczna, taka z pazurem... ostrym pazurem! Używa go do delikatnego drapania za uszkiem swego wybranka (i w tym celu woli się nim posługiwać), ale też może nim drasnąć w (samo)obronie... Gdy ta kobieta wchodzi do pomieszczenia, wszystkie oczy są skierowane na nią - co ciekawe, ona nic nie musi robić! Nie musi stukać obcasami, nie musi ubierać się wyzywająco, nie musi krzyczeć, nie musi karykaturalnie, wulgarnie kipić seksapilem (ba! nie powinna wręcz, mając tak potężną moc w sobie, bo wiele by na tym straciła) - ona po prostu jest seksowna i jest seksualna. A i tak każdy odczuwa jej obecność, każdy zwraca na nią uwagę... Czy się podoba wszystkim bez wyjątku? Nie wiem... ale bezdyskusyjnie - wszystkich intryguje.
Cudne! Wybitne! Jedne z moich ukochanych, najlepiej zgranych z moją aurą oraz pH skóry pachnideł. Lubię perfumy, ale rzadko zdarza się tak, by po skończeniu jednego flakonika, kupuję/dostaję następny - "Crystal Noir" jest mi olfaktorycznie niezbędny, nieodzowny element czarnych koronek i tiuli; zużyłam największą liczbę buteleczek zarówno EDT i EDP ze wszystkich psikadeł i ciągle do niego wracam. Stale bywa na mojej toaletce, a kiedy go tam nie ma, silnie odczuwam ten brak. Moim zdaniem cena za taką jakość absolutnie nie jest wygórowana. Znam pachnidła o znacznie gorszych właściwościach (w dodatku pod względem aromatu też mniej mi się podobają duuużo dużo mniej - ale gusta to sprawa bardzo indywidualna, wiadomo), a droższe.
Jestem w nim zakochana. <3 Szkoda, że przeszły reformulację... Kiedyś były jeszcze piękniejsze i mocniejsze. Mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że flaszeczka, którą sprezentował mi mój Tato ♥️ jest... inna... Ale znana. Czyżby udało mu się dorwać starszą wersję? Wow!
Nie polecam - bo są MOJE® !!!!! ;) Szczególnie odradzam tym dziewczynom, które plotą bzdury, jakoby były to perfumy... pań trudniących się najstarszym zawodem świata (mam tu na myśli szczególnie odrażającą recenzję pewnej kontrowersyjnej i agresywnie przemawiającej youtuberki). Nie wiecie, o czym mówicie. Najwyraźniej nie dorosłyście mentalnie do noszenia tych perfum, więc odpuścicie je sobie łaskawie i ustąpcie miejsca innym, bo do was i tak nie pasują.
Zalety:
- melodyjnie brzmiąca nazwa "Ciemny Kryształ" (Kristal Nułaa)
- Versace
- przepiękny flakonik inspirowany kamieniem szlachetnym dokładnie odzwierciedlający zawartość
- zapach... tak doskonale skomponowany i tak idealnie dopasowany do mnie, że już nie będę nic nawet mówić... :D
- trwałość kilkudniowa (przypominam, że to EDT)
- są słodkie, ale nieulepne, nie męczą, nie nudzą banałem, ani cukierkowatością - której w nich nie ma - perfekcyjnie wyważone, proporcjonalne
- szaleństwo pod względem parametrów (kilku...nasto...metrowy ogon)
- nie są aż tak popularne - rzadko czuję je na ulicy, a poznałabym je na końcu świata
- przyzwoita cena - szczególnie biorąc pod uwagę jakość i firmę
- ogólna dostępność
- mój faworyt
Wady:
- przeszły reformulację, na której straciły dość wiele ze swego uroku... nadal jednak są cudowne!