Zastanawia mnie nazwa tych perfum... A ściślej mówiąc: co spowodowało zmianę, że pomimo, iż pochodzi z rodziny Kryształów, dostał miano Diamentu? Uważam, że lepiej byłoby nie wprowadzać nowinek i udziwnień i nazwać go po prostu "Yellow Crystal".
Z tego, co zauważyłam na forach, w wypowiedziach różnych kobiet, najwięcej zwolenniczek zyskał Bright Crystal, najwięcej kontrowersji wzbudził Crystal Noir, a najmniej lubiany okazał się być Yellow Diamond. Mój ranking wygląda inaczej:
1. Crystal Noir (niestety reformulacja wyrządziła mu straszną krzywdę, z czym w żadnym razie nie mogę się pogodzić!)
2. Yellow Diamond
3. Bright Crystal
Skupmy się tu na tym drugim miejscu.
Jest to naprawdę PORZĄDNY zapach! Mimo, że wolę kadzidła, drzewa i kwiaty, aniżeli cytrusy i owoce, to muszę przyznać, że Żółty Diament jest jednym z najlepszych owocowców, jakie znam. Właśnie przez obecność rewelacyjnych kwiatów. Nie zamykam się na tego typu perfumy i znam przypadki, w których owocowe nuty zapachowe są godne uwagi, a nawet zniewalające! Taki jest właśnie Yellow Diamond. W otwarciu wita nas moja ukochana neroli - radosna, bardzo soczysta, wibrująca, wiosenna. Przepiękna! Świeża cytryna świetnie z nią współgra - obie idą w parze, gdzieś w tle mruga sorbet gruszkowy, który otula całość kompozycji, jednak nie przytłacza pierwszoplanowej pary. Bergamotka, która nadaje perfumom takiego przyjemnie herbacianego akcentu jest zaskakująca – raz ją czuję, a raz nie. Niesamowicie zblendowana jest ta nuta głowy, bardzo mi się podoba. Z serca wyłania się frezja – zdecydowanie gra tu pierwsze skrzypce, wyraźnie dominuje, przeplata się z głową perfum, a reszta nut serca jest jej podporządkowana, wręcz niezauważalna. Frezja naprawdę szlachetna, wytworna, cudowna, słodka. Aż słów mi brakuje, by określić jej kunszt, dlatego po prostu powiem, że uwielbiam perfumy, w których składzie wyrasta ten kwiat. Nuty bazy są tutaj najmniej wyczuwalne i gdybym miała wskazać obecność któregokolwiek z jej składników, to miałabym problem... Chyba bym zgadywała i prawdopodobnie wskazałabym na ambrę właśnie i wetywerię (lub cyprys), których tu nie ma... Jest za to drewno gwajakowe, które rzeczywiście jest podobne do wetywerii. Oczywiście zapytałabym nieśmiało o piżmo, jednak sugerowałabym się popularnością tego składnika, aniżeli tym, że faktycznie go czuję.
Te perfumy nosi się niezwykle przyjemnie! Są wyczuwalne z dość dużej odległości, ciągną za sobą ogon, a ich trwałość toooo... coś pięknego! :) Wiosna już nadeszła, po niej przyjdzie lato, a ja mam coraz większą gotowość do zakupu nowej buteleczki. A propos buteleczki! Pominęłam jej prezentację, ponieważ wyszłam z założenia, że nie muszę komentować czegoś, co jest skrajnie Przepiękne?
Wiecie, co jeszcze wam powiem?...
Tak patrzę na ten ranking... I mając na względzie fakt, że Crystal Noir przeszedł bardzo nieudaną, porażkową wręcz reformulację, to nie wiem, czy to właśnie Yellow Diamond nie powinien zająć pierwszego miejsca... Bo Czarny Kryształ sprzed tymi pożal się Boże zmianami w kompozycji nie miał sobie równych i był to zapach stworzony dla mnie. Nadal uważam, że jest piękny, wytworny, tajemniczy, czarujący, baaaardzo trwały i projekcyjny, to jest to zupełnie inna kategoria, niż ten Majstersztyk, który miałam wręcz orgazmiczną przyjemność poznać... I niestety bardzo boleśnie zatęsknić... Ale przecież nie będziemy pisać pod recenzją Żółtego Diamentu o Czarnym Krysztale! Wciąż zbieram się do napisania opinii o CN... wiem, że będzie to dużo trudniejsze zadanie, niż wystawienie opinii na temat BC i YD.
Czy mam jeszcze coś do powiedzenia względem YD? Chyba nie... Powtórzę: piękny, romantyczny, ekskluzywny zapach bez cytrusowej infantylizacji; najlepszy na okres wiosenno-letni, ale jesienią (szczególnie tą wczesną... wow! genialny pomysł!) i zimą również się sprawdzi świetnie! Całoroczne, całodobowe perfumy. Z miłą chęcią nabędę go ponownie. Cena w stosunku do jakości: SUPERPRZYZWOITA! To również mocno zachęca do zakupu. :)