Regenerate Enamel Science, Advanced Toothpaste Pasta do zębów

Nie pozostawia tego przyjemnego uczucia odświeżenia na długo, co standardowe, miętowe pasty do zębów. Dłuższy efekt świeżego oddechu, można uzyskać dopiero w połączeniu z płynem do jamy ustnej z tej samej firmy. Pieni się słabo, dobrze oczyszcza i daje specyficzny, ale przyjemny posmak. Ciężko jest mi się wypowiedzieć na temat długotrwałych, pozytywnych skutków używania tej pasty, bo zużyłam jedynie dwa opakowania, ale wierzę w to, że jest to dobry produkt.

3 miniatury pasty, o pojemności 14ml każda, trafiły do mnie w jednym z beauty box. Zamknięte zostały w tubkach typowych dla tego typu produktów, więc nie ma co się w tym miejscu rozpisywać ;) Pasta żelowa o białym kolorze z mnóstwem zatopionych kwadracików mieniących się głównie srebrnym odcieniem, trochę jak kula dyskotekowa. Świetnie się pieni i łatwo wypłukuje, nie pozostawiając żadnego brokatu na zębach ;) Smak jest bardzo łagodny i słodki. Taka jakby delikatna mięta z czymś owocowym z tyłu. Niestety choć całkiem ok podczas używania, to nie zostawia długotrwałego odświeżenia, a jedynie dziwny posmak, któremu daleko do uczucia świeżo umytych zębów. Używałam ich przez ponad miesiąc i nie odnotowałam w tym czasie żadnych negatywnych skutków tej pasty. Moje dziąsła nie zaczęły krwawić (a niestety mam do tego skłonności), moje zęby mnie nie bolały, ani nie stały się za wrażliwe. Pasta dobrze sprawdziła się do częstego używania. Niestety jest to tylko pasta do zębów, a biorąc pod uwagę jej cenę, to spodziewałam się, że będzie za mnie też gotować, prać i sprzątać... ;) Fajnie się sprawdziła, jedynie tego długotrwałego odświeżenia mi w niej brakowało, ale za tę cenę to podziękuję za powtórkę, pozostanę przy naszych drogeryjnych wynalazkach.

Mniejszą wersję pasty (14 ml) znalazłam w kalendarzu adwentowym. W związku z tym, że pojawiają się już kalendarze na rok 2020, uznałam, że to najwyższy moment na zużywanie kosmetyków z ubiegłorocznych kalendarzy :D. A tak serio to pastę zabrałam na wyjazd. W ten sposób zużywam większość kosmetyków z kalendarzy. Kiedy pierwszy raz wycisnęłam pastę, to muszę przyznać, że powiało luksusem. Świeci skubana jak miliony monet :O. Sama w sobie jest barwy białej, ale zawiera jakieś błyszczące drobiny. Nie żeby to była duża zaleta, ale jednak fajna odmiana od typowych past do zębów. Marka Regenerate jest dla mnie totalną nowością, dlatego musiałam poczytać o niej co nieco w Internecie (o produkcie zresztą też). Wg producenta pasta jest prawdziwą rewolucją w higienie jamy ustnej - zawiera bowiem kompleks NR-5™. Pasta odtwarza minerały, z których zbudowane jest szkliwo, zapewnia ochronę przed próchnicą, kwasami i ubytkami. No nie powiem, brzmi to świetnie. Nie będę jednak czarować, że zauważyłam takie efekty. Wersja mini wystarczyła mi na około 10 użyć. To zbyt mało, aby oceniać efekty stosowania. Sięgnęłabym po pełnowymiarowy produkt, ale jedna rzecz mnie odstrasza... Cena! Za 75 ml należy zapłacić ponad 50 złotych. Typowe pasty do zębów kosztują około 10 złotych, więc... Tak, wiem, wyjątkowy kompleks itd., ale jakoś nie jestem skłonna uwierzyć w magiczną moc pasty do zębów. Sam produkt jest okej. Pasta się pieni, dobrze oczyszcza zęby, odświeża oddech, więc moje główne oczekiwania spełnia. Jeżeli zaś chodzi o wady, to jeszcze dorzuciłabym dostępność. W drogeriach jej nie znajdziemy, a i w Internecie niewiele sklepów ją oferuje. Aaa, zapomniałabym! Brakuje mi w niej miętowego posmaku. Niby po użyciu zostaje lekko cierpki posmak, ale nie określiłabym go jako miętowego. A szkoda, ponieważ takie preferuję. Podsumowując, fajnie było przez chwilę poczuć odrobinę luksusu, ale nie jest to produkt, po który sięgnę ponownie. Czy polecam? Jeśli kogoś ciekawią takie innowacje to tak, bo opis brzmi naprawdę ciekawie. Jeśli jednak ktoś szuka pasty spełniającej główne funkcje to raczej powinien szukać jej wśród tańszych koleżanek.