Republika Mydła Hydrolat z rokitnika 

Jestem wielką fanką rokitnika, jak i maniaczką hydrolatów. Stosuję ich dużo, zarówno jako toniki, mgiełki do włosów czy aktywatory masek glinkowych. Po wielkiej wpadce z hydrolatem z bzu czarnego, który również miał konserwanty, nie kupuję tych konserwowanych. Ale nie znalazłam na polskim rynku żadnego innego hydrolatu z rokitnika, postanowiłam dać mu szansę (bo może to jednak alergia na czarny bez?). Wpadka z hydrolatem z czarnego bzu polegała na tym, że po jednorazowej aplikacji twarz robiła się czerwona, niemiłosiernie piekła i swędziała. W przypadku rokitnika owego, zrobiłam sobie kilkukrotnie próbę uczuleniową- wszystko ok. Używałam go tydzień spryskując rano i wieczorem twarz. Owszem, była ściągnięta i przesuszoną ale wiązałam ten fakt z nawrotem mojej choroby. Kilka dni temu włączyła mi się lampka czerwona- gdy prysnelam sobie w oczy, przez chwilę zapieklo. No tak, są konserwanty ale to chwila, nie ma tragedii. Dziś nadszedł czas na mój ulubiony rytuał- maska glinkowa. Dodałam oleju, hydrolatu, wymieszałam, nałożyłam. Oczywiście kilkukrotnie musiałam dopryskac hydrolatem. Maskę trzymałam 10 minut. Wydawało się ok, choć wysychała szybciej niż zazwyczaj. Szok nadszedł po zmyciu. Już podczas zmywania ( robię to pod prysznicem i się nie widzę) czułam dziwną, nierówną fakturę skóry. Gdy się zobaczyłam, to zrobiło mi się smutno. Twarz w kolorze chińskiej flagi. I zaczęło się pieczenie. Piszę tę recenzję z piekącą i swędzącą twarzą, załzawionymi i szczypiący mi oczami. No niestety. Stężenie konserwantów niższe niż w przypadku tego h. z czarnego bzu ale jednak wysuszył mi twarz i ta reakcja... Butelka ma wygodny atomizer, który się nie zacina, to atut tego produktu.