Tonik w sztywnej, przezroczystej, plastikowej butelce ze srebrną nakrętką. W szyjce butelki umieszczony jest korek z niewielką dziurką, dzięki czemu aplikacja na wacik jest wygodniejsza niż wylewanie z butelki z dużym otworem.
Co ciekawe, na opakowaniu produktu znajduje się zalecenie, żeby nanieść tonik na wacik i następnie przecierać nim twarz, a na swojej stronie internetowej producent zaleca stosowanie poprzez wylanie toniku na dłonie i wmasowanie dłońmi w skórę twarzy. Tak czy owak, podejrzewam że jeden i drugi sposób jest równie dobry i nie robi większej różnicy ;)
Tonik lub hydrolat to absolutnie konieczny element mojej codziennej pielęgnacji i nie wyobrażam sobie pominięcia tego kroku. Dzięki tonikom skóra jest odświeżona, a przede wszystkim szybciej i skuteczniej wchłania wszystkie kosmetyki aplikowane w dalszych krokach pielęgnacji. Po ten tonik sięgnęłam z ciekawości, bo po pierwsze kosmetyki Avon z linii Anew bardzo dobrze współgrają z moją skórą i przeważnie jestem z nich zadowolona, a po drugie jeszcze nigdy nie używałam toniku z kwasem glikolowym i byłam ciekawa efektu. Toniku zaczęłam używać pod koniec ubiegłej zimy, a że jest bardzo wydajny to w końcu przyszła też wiosna, a ja beztrosko używałam go dalej. Zupełnie nie myślałam o tym, że przecież on zawiera kwas glikolowy i czas go odstawić do jesieni. I stało się. Nadszedł ten smutny dzień kiedy słonko pięknie świeciło, a ja spędziłam cały dzień w górach w tym słonku, ciesząc się piękną pogodą podczas wędrówki (oczywiście z filtrem na twarzy żeby nie było wątpliwości). Wieczorem po powrocie spojrzałam w lustro i serce mi stanęło z przerażenia. Po raz pierwszy w życiu dorobiłam się przebarwień! I to jakich! Nerwowo zaczęłam szukać w myślach sprawcy zamieszania i wyszło mi na to, że to właśnie ten tonik, ponieważ wszystkie inne kosmetyki jakie używałam w tym czasie były "bezpieczne" jeśli chodzi o skład. Tonik wylądował karnie na dnie szafy. Widywałam go tam czasami, ale byłam na niego tak obrażona, że pomimo nadejścia jesieni a potem zimy, wciąż nie chciałam po niego sięgnąć, żeby go dokończyć. Jakiś miesiąc temu wreszcie przepracowałam w swojej głowie, że winna jestem tak naprawdę ja i moja bezmyślność, a nie on. Tonik skończyłam i muszę przyznać, że rozjaśnił te przebarwienia, których mi narobił, nawet mogłabym powiedzieć, że tak o połowę. Także troszkę się zrehabilitował. Co nie zmienia faktu, że problem na mojej twarzy pozostał.
Pomijając ten przykry epizod, który znacząco utrudnia mi obiektywną ocenę tego kosmetyku, to muszę stwierdzić, że nie zauważyłam jakichś dobrych efektów jego stosowania. Mam cerę dojrzałą, 40+, wrażliwą, przesuszoną, ze skłonnością do przetłuszczania w strefie T. Po użyciu toniku uczucie odświeżenia towarzyszyło mi bardzo krótko i szybko zastępowało je uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia i wysuszenia skóry. Był pod tym względem jednym z gorszych toników jakie miałam okazję używać. Nie zauważyłam także rozświetlenia skóry, które miała mi zapewnić witamina C znajdująca się w składzie kosmetyku. W moim przypadku jedynym plusem stosowania było to, że rozjaśnił przebarwienia. Choć paradoksalnie, gdybym go nie używała, to przebarwień też by nie było.
Summa sumarum, tonik zrobił mi więcej szkody niż pożytku. Ja z pewnością więcej go nie kupię.
Zalety:
- rozjaśnia przebarwienia
- wydajny
Wady:
- uwaga na słońce! tonik spowodował u mnie przebarwienia skóry
- powoduje nieprzyjemne uczucie ściągnięcia i wysuszenia skóry
- brak efektu rozświetlenia skóry
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie