Pat McGrath Mothership VIII Divine Rose II Palette Paleta cieni do powiek

Moim zdaniem obok tej palety nie da się przejść obojętnie, natomiast jeśli fundusze na to pozwalają, nie da się jej nie wrzucić do koszyka. Jest piękna od a do z, dopracowana pod każdym względem. Każdy pojedynczy cień ma tu swoją funkcję, jedyne dwa maty są bardzo fajnej jakości - brzoskwiniowy pięknie się blenduje, nadaje młodzieńczej świeżości, (to będzie cień, który pewnie zdenkuję - mój ulubiony), ten burgund ładnie przyciemnia, idealnie robiąc gradient. Cztery cienie błyszczące po prawej stronie są świetnej jakości, jest złoto, miedziany (bardziej metaliczny), brzoskwiniowy z różowymi drobinkami oraz duochrom różowo-zielonkawy. Odnośnie tego ostatniego, aż tak nie widac tej wielowymiarowości na powiece, jest podobny do cienia natashy denony z palety triochrome, ten drugi delikatniej wpada w fiolet ale na oku są prawie identyczne. Są dwa cienie typu przybrudzony róż - jeden mięciutki metalik, drugi z drobinkami, oba piękne. Jest satynowa fuksja, wcale nie wygląda agresywnie na oku, jak pozostałe cienie, pięknie się komplementuje z całością. Jest też jasny cien perłowy opalizujący na róż - może tez posłużyć jako rozświetlacz. Słowem - praktycznie każdy cień jest w innej formule a wszystkie bardzo dobre. Kolorystyka typowo kobieca, różano-brzoskwiniowa, ciepła, wybitnie podkreślająca urodę. Może to nie są rewolucyjne kolory, ale całość tworzy niezwykle użytkową kompozycję dającą możliwości do wielu wariacji makijażowych. Gdyby pochwał było mało, makijaż jest wyjątkowo trwały, te cienie po prostu nie blekną (zrobiłam test kilkunastgodzinny). Opakowanie to majstersztyk - to nie imitacja luksusu, to bardzo dobracowane, ciężkie opakowanie z grawerowanymi napisami, dwuwymiarowym lusterkiem i lustrzaną różową kasetką. Najpiękniejsze opakowanie ever, dzięki któremu korzystanie z paletki jest dla mnie wydarzeniem. Polecam.

Paletę kupiłam na sporej obniżce. Ceny kosmetyków Pat są tak zaporowe, że jedyną opcją jest czekanie na promocję. No i doczekałam się. Tym razem wyprzedawane były limitowane, chromowane, różowe opakowania. Może od tego zacznijmy. Karton. Mistrzostwo. Już tu zaczynają się zachwyty. To chyba jedyny karton z jakiegoś kosmetyku, którego nigdy nie wyrzucę. Małe dzieło sztuki. Wizerunek bogini zamykane na "okrętkę" woskowanym sznureczkiem. Co do kasetki z cieniami, to nigdy nie miałam tak ciężkiej palety z cieniami. I o ile samego produktu jest tylko 13.2 g, o tyle samo opakowanie jest bardzo solidnie dociążone. Czuć, że nie jest to tani, chiński kawałek plastiku. Swoją drogą, cienie wytwarzane są we Włoszech. Kolejny plus. W palecie mamy ogromne lusterko. Ciężko jednak się z niego korzysta, ponieważ opakowanie otwiera się tylko pod kątem 90 st. To jedyny, dal mnie, minus. Cienie. Kolorystyka przepiękna. W palecie mamy tylko 2 maty, ale tak dobrane, że nie sprawia to żadnego problemu. Umówmy się; łuk brwiowy można zmatowić pudrem, którego używamy do twarzy. Moimi faworytami są cienie Astral Pink Moon, VR Sextraterrestrial i Divine Dusk. Kocham! Ogólnie cieni specjalne (4) robią wrażenie i faktycznie są wyjątkowe. Gdyby komus jednak przyszło do głowy (o zgrozo!) chcieć kupić paletę dla cienia VR Sextraterrestrial, to nie musi, ponieważ w sklepie @Glamshop_pl mamy w ofercie coś, co jest lepsze, a na oku wygląda identycznie, a mianowicie pigment Multi Multi. Polski cień ma dużo lepszą, kremową konsystencję, nie jest płatkowy, przez co łatwiejszy w aplikacji. Mamy też turbo w kolorze Zyg Zak, ale to zupełni nie to; jest jeszcze bardziej drobinowy od cieni a Pat (zna zdj. od lewej: Zyg-Zak, Pat, Multi Multi). Praca z tymi cieniami to naprawdę sama radość; nie osypują się, nie pylą, a no do dodatek cieszą oko. Po prostu chce się po nie sięgać. Odkąd je mam robię to codziennie. Polecam polować na promocję, bo naprawdę warto!