Imperial Leather Let's Flamingle Shower Gel Żel pod prysznic

Dostałam od mojej kumpeli pół butelki do wykończenia i ostatecznie posłałam go dalej w świat. Nie mam pojęcia gdzie go kupiła, nigdy nie spotkałam się z tą firmą. Przede wszystkim żel mocno wysuszał moją skórę i to już od pierwszego użycia. Była nieprzyjemnie spięta i miejscami szorstka, głównie na ramionach. Balsam wchłaniał się błyskawicznie, bywało, że smarowałam się nawet dwukrotnie. Teoretycznie było do przewidzenia, że żel z zawartością sles może trochę mnie wysuszać - ale żeby do tego stopnia? Skład również nie wydawał się aż taki zły, ale pierwszy raz spotkałam się z filtrami w żelu pod prysznic... Żel miał różowy kolor i ładny, owocowy zapach. Nie czułam w nim ani liczi, ani maliny, ale była to całkiem przyjemna i słodka mieszanka. Skóra również chwilę pachniała po użyciu. Pienił się jak szalony, dobrze mył, a oprócz wspomnianego wysuszenia nie zauważyłam podrażnień. Być może inaczej by było, gdybym używała go codziennie, ale już po pierwszym zastosowaniu wiedziałam, że nic z tego. Użyłam go może z 7 razy, finalnie poszedł dalej w świat. Szkoda mi skóry na katowanie jej aż tak mocnym specyfikiem. Nawet jako mydło do rąk się nie nadawał, strasznie mi je wysuszał. Przyjemny zapach nie zrekompensował mi niechęci do niego.