Bielenda Shine Booster Silver Mask, Srebrna maseczka `Intensywne rozświetlenie` 

Szczerze mówiąc nawet nie wiem gdzie i kiedy kupiłam te maseczkę. Może mnie przekonało opakowanie, może składniki i obietnice - kto wie. W każdym razie #Opakowanie i płachta + dobrze nasączona płachta + dobrze wycięta, w końcu miałam miejsca na usta ;) + ma z jednej strony srebrna część i to ja przykłada się do skóry + dobrze trzyma się na twarzy - ja sobie w niej chodziłam i nie spadała #działanie + nawilża + dzięki nawilżeniu jest też taki efekt ujędrnienia, skóra bardzo zdrowo wygląda po użyciu + dodatek srebra fajnie regeneruje- bardzo ładnie mi uspokoiło zadrapania potrądzikowe ( po wyciskaniu pryszczy) i wydaje mi się że wpłynęło na szybsze ich gojenie się :) Nie zauważyłam rozświetlenia ale inne efekty na tyle mi się podobają że przymykam oko :)

Maska była dodatkiem do czasopisma, jako pojedynczy produkt nigdy nie przyciągnęła mojej uwagi. Jest dość dobrze dopasowana do twarzy, z jednej strony srebrna, więc wyglądałam w niej jak Fantomas. Dobrze nasączona, dodatkowo w opakowaniu znajduje się zaskakująco dużo esencji. Nadmiar wmasowałam w szyję i dekolt. Esencja szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej powłoki. Jednak po nałożeniu kremu nastąpił efekt "wałeczkowania", czego nie mam przy innych maseczkach w płachcie. Skóra jest dość dobrze nawilżona, jednak efektu rozświetlenia nie zauważyłam. Taki sobie średni produkt w tej kategorii kosmetyków. Powrotu raczej nie będzie.

Maseczka znajduje się w ładnym opakowaniu srebrnym, które fajnie wpada w oko. Z dwóch stron są lekkie nacięcia. ✔️Maseczka bardzo dobrze trzyma się twarzy i są idealnie wycięte otwory. ✔️Płachta maseczki całkiem jest gruba i bardzo dobrze nawilżona esencją. Zapach jest całkiem ok, ale za bardzo nie wyczuwalny. ✔️Po zdjęciu maseczki efekt jest naprawdę super, cera nawilżona a do tego milusia w dotyku.

Przyznam się że przyciągnęło mnie do tej maseczki opakowanie. Od razu zwróciłam na nią uwagę w sklepie, bo że mnie taka sroka. Maseczka jest mocno nawilzona i dość grubą, z jednej strony jest srebrną dzięki czemu można ją dobrze ułożyć na buzi. Maseczka ładnie przylega do cery nie odkleja się nawet jak w niej chodziłam przez 15 minut Zapach jak dla mnie średni taki ciężko określić do czego podobny. Ale nie jakiś straszny, po prostu mógłby być ladniejszy. Po zdjęciu maseczki po 15 minutach efekt był zadowalający. Przede wszystkim produkt ładnie wchłonął się w skórę. Maseczka po tym czasie była sucha, a cera bardzo dobrze nawilżona. Co do rozjaśnienia to jest delikatnie widoczne ale jakoś mocno. Widać efekt chociaż nie jest długotrwały. Ogólnie polecam bo naprawdę jest dobra.

Dawno minęła mi ochota na takie maseczkiwanie, zdecydowanie wolę postawić na dobrą pielęgnację. Ale jeśli już dostanę jakąś maskę w płachcie, bardzo chętnie ją wykorzystuję. Nigdy nie przepadałem na maskami w płachcie tej marki. Były słabo nasączone, źle wycięte i niewygodne. Z tą maską było całkowicie inaczej. Płachta ma na zewnętrznej stronie folię, która bardzo pomaga dopasować materiał do kształtów twarzy. Można ją dowolnie zaginąć i nic nie będzie odstawać, nawet po 15 minutach. Dodatkowo folia sprawia, że esencja nie wyparowuje szybko z materiału. Tworzy okluzję, dzięki czemu całą esencja wchłania się we skórę. Sama esencja jest gęsta, mleczna, ale nie obciąża skóry. Bardzo dobrze się wchłania. Ma też zapach, który bardzo kojarzy mi się z jakimiś innymi kosmetykami Bielendy. Po użyciu skóra jest naprawdę rozświetlona. Widać to gołym okiem. Jest taka jasna, koloryt jest wyrównany. Nie ma żadnych podrażnień, zaczerwienień. Skóra jest dobrze nawilżona i gotowa na dalszą pielęgnację. W opakowaniu zostaje jeszcze sporo esencji, którą możemy wykorzystać jeszcze następnego dnia lub po prostu zużyć ją w formie balsamu do ciała. Jeżeli jeszcze znajdę tę maseczkę na jakiejś promocji, na pewno kupię kilka opakowań.

Maseczka Shine Booster Silver Mask  w płacie jest srebrna i dość gruba. Jest obficie nasączona esencją, w opakowaniu także jej dużo zostało i wystarczyło na szyję i dekolt. Ma przyjemny i delikatny zapach. Esencja ma kolor lekko perłowy. Maseczka łatwo dopasowuje się do twarzy dzięki nacięciom na brzegach. Po zdjęciu maski skóra była lekko kleista, ale szybko to minęło. Zauważyłam, że stała się miękka, bardzo promienna, lśniąca, wygładzona i sprężysta, z efektem mega glov. W składzie witamina C, perła i srebro koloidalne.

Duet maseczek marki Bielenda znalazłam w jednym z magazynów dla kobiet. Nie będę również ukrywać,że to właśnie w głównej mierze dzięki nim, po piśmidło sięgnęłam ;) Recenzowana maseczka w płachcie o intensywnym, srebrnym kolorze idealnie wpasowuje się w karnawałowe klimaty,które zbliżają się coraz to większymi krokami. Produkt bardzo dobrze przylega do twarzy ,nie zsuwa się z niej podczas jego noszenia. Nie szczypie cery ,a wręcz przynosi ulgę suchej ,ściągniętej skorze. Płachta jest bardzo dobrze nasączona dobroczynnymi składnikami i już samo noszenie jej na buźce sprawia komfort i relaksuje po długim dniu w pracy, a o to mi chodzi robiąc sobie domowe SPA. Dodatkowo kosmetyk ma przyjemny ,delikatny aromat,co tylko umila jego użytkowanie. Po zdjęciu maseczki z cery ta jest rozświetlona , dobrze nawilżona ,miękka i przyjemnie gładka. Może efekt nie jest jakiś spektakularny i super długotrwały, ale sprawdzi się fajnie przed większym wyjściem chociażby, gdy potrzebujemy delikatnie poprawić kondycję swojej skóry i dodać jej blasku. Maska nie zapycha , nie podrażnia ani nie uczula mojej cery. Myślę sobie sobie również, że może być fajną opcją odrzucona do gwiazdkowego prezentu, gdyż jak już wspomniałam wyżej wpasowuje się świetnie w swiąteczno- karnawałowy klimat.

Jeśli masz ochotę choć przez chwilę poczuć się jak bohaterka "Bajek robotów" Lema lub innego retrofuturystycznego uniwersum, to ta maseczka jest właśnie dla ciebie. Srebrny płat nasączony składnikami aktywnymi w kilka sekund upodobni cię do kobiety-cyborga. A tak na poważnie: jest to już ostatnia maseczka z nowej serii Bielendy, którą udało mi się złapać na promocji. Trochę mi z tego powodu smutno, bo naprawdę świetnie się z nimi bawiłam. "Shine Booster" jest maską w płacie o pięknym, srebrzystym kolorze. Została ona dość dobrze wycięta, dzięki czemu dopasowanie jej do twarzy nie sprawia większych problemów. Płat jest bardzo mocno nasączony składnikami aktywnymi i posiada łagodny, kosmetyczny zapach. Płat na twarzy trzymałam przez około 15 minut. Po zabiegu odczekałam kolejnych kilka, aby reszta maski wchłonęła się w moją skórę, a nadmiar produktu z opakowania wtarłam w szyję i dekolt. Kosmetyk dość intensywnie oblepia twarz, ale jest to typowe dla produktów, które mają za zadanie rozświetlić skórę. Samo glow jest naprawdę mocne, więc wszystkie miłośniczki mokrego blasku będą zadowolone. Jest to bardzo dobry sposób na szybkie rozświetlenie cery przed każdym większym wyjściem. Świetnie sprawdzi się również jako prezent dla miłośniczki kosmetycznych eksperymentów.