Oczarowały mnie...
Dzwonek ponoć jest kwiatem bezwonnym, zatem kreację pani Nagel traktuję jako wyraz perfumiarskiego kunsztu i wyobraźni twórcy. Sprawa z owym kwiatem jest dość zawiła, ponieważ niektóre źródła wskazują, że chodzi o roślinę z rodziny hiacyntowców, o mocnej woni; spis nut podanych dla Wild Bluebell również jest nieco tajemniczy, gdyż niektóre źródła wskazują ów dzwonek, inne natomiast go nie wymieniają, a zamiast kwiatu z nazwy, możemy się spotkać z jaśminem i konwalią.
Niezależnie od tego, czy dzwonek w zapachu Jo Malone jest, czy go nie ma, to perfumy mogą poszczycić się wyjątkowo naturalnym zapachem. Czuć, że składniki użyte do ich stworzenia są naprawdę wysokiej jakości i najwyraźniej brak w nich syntetyków, bo perfumy brzmią wyjątkowo naturalnie. Lekki, wodny akord arbuza (melona?), świeże, zroszone kwiaty (chyba białe), trochę ozonu, a następnie transparentnych, pudrowych nut i dużo, dużo młodości i lekkości – to wszystko zamknięte w prostej buteleczce, ozdobionej minimalistyczną etykietą. Pachnidło jest świeże, odrobinę wilgotne, ciut pudrowe i bardzo przestrzenne, idealnie balansuje pomiędzy chłodem a ciepłem, słodyczą a neutralnością. Zostawia lekki ślad zapachu, mimo koncentracji EDC, choć wymaga hojnej aplikacji Niestety, woda jest mało wydajna, w miesiąc zużyłam prawie połowę flakonu 30 ml.. Mają jednak zaskakująco przyzwoitą trwałość, czuję je na sobie po czterech godzinach po aplikacji.
Wspaniała kampania reklamowa nawiązująca do Alicji w Krainie Czarów podbiła moje serce i znakomicie współgra z tym lekkim, pełnym wdzięku i czaru, aromatem. Chyba uniwersalne wiekowo, choć przechył lekko w stronę młodej klienteli – znakomicie podkreśli świeżość i urok młodości, ale starszym paniom powinny ująć trochę lat i dodać wiosennej aury.