Wibo Creamy Blusher Róż do policzków

Nie pasuje mi formuła tego różu i nie wiem, czy to wina ogólnie kremowej konsystencji czy tego konkretnie kosmetyku, bo to jedyny róż w kremie, którego używałam. Jest jakiś taki tłusty i źle się nakłada na makijaż pod spodem. Wg producenta to róż rozświetlający, ale nie widzę tu rozświetlenia.

Wibo to jedna z najtańszych opcji na rynku jeśli chodzi o kosmetyki do makijażu. Sięgam po Wibo od lat. Mój makijaż przechodzi ostatnio rekonesans i zamiast usilnie trzymać się tylko bronzera zaczęłam szukać idealnego dla siebie różu. Z racji,że jestem ciepłym typem kolorystycznym to interesują mnie tylko kolory z żółtym podtonem. W czarnej,kwadratowej kasetce z plastiku znajduje się opisywany róż do policzków. Opakowanie jest świetliste , z przodu ma okienko przez które go widzimy. Nieznaczne opisy z przodu są jedyną jego ozdobą ,ale bardzo szybko się ścierają,a tworzywo łatwo porysować i przez to po krótkim czasie wygląda źle. Za to łatwo dostać się do środka przez podważenie palcem bez uszkodzenia paznokcia. Zatrzaskując się klapka porządnie trzyma się swojego miejsca,nie ma opcji że kosmetyk się otworzy i zmarnuje. Ma się ogólne wrażenie,że obudowa jest porządna.Przez kilka miesiecy do teraz nic się nie wyłamało. Z tylnej części przytwierdzono malutką naklejkę z paroma napisami w tym PAO wynoszącym rok. Nie ma składu czy daty ważności. Róż ma postać masełka,bardzo miękkiego i swobodnie się aplikującego. Jedynym minusem takiej formy jest to,że łatwo ją zanieczyścić paprochami. Nakładanie rożu jest dziecinnie proste,choć najlepiej spisuje się nakładany palcami.Świetnie się go blenduje i stopniuje intensywność. Wybrałam odcień 03,czyli taki koral polecany wiosnom.Niestety w mojej drogerii nie było testera i jakie było moje zdziwienie w domu jak się okazało,że warstwa wierzchnia różni się od tej pod spodem. Oryginalnie jest to zimny,jasny róż,który choć ładny to kłóci się z moją urodą i zamiast dodawać mi uroku to mi go odbiera. Produkt ma wykończenie świetliste z lekko mieniącymi się drobinami. Użyłam go parę razy,żeby go jakoś 'odczarować'bo szkoda mi go wyrzucać ,a też nie mam go komu podarować i mam z nim kolejny problem. Zauważyłam,że kosmetyk jakby gubi się w makijażu,szybko znika,traci na intensywności. Pigmentacja jest na przeciętnym poziomie,napewno można znaleźć na rynku coś dużo lepszego. Nie zrobił krzywdy mojej skórze,bardzo dobrze schodzi podczas demakijażu. Kosmetyk jest bezzapachowy i jest kilka odcieni do wyboru. Można go kupić w Rossmann czy Hebe. Kosztuje około 30 zł bez promocji co jest dla mnie przegięciem,bo jest bardzo niewydajny.

Mam kolor ten różowofioletowy. Od dawna poluję na róże w fioletowych tonacjach, i ten daje mi oczekiwany efekt. Kolor piękny, widać na policzku, że nie jest to po prostu ostry róż, ale też nie wygląda jak siniak, odcień w punkt. Jest mocno napigmentowany, radzę najpierw odbić pędzel lub gąbkę na dłoni, żeby nie zrobić z siebie pajaca. Konsystencja ok, łatwo nabrać na gąbkę, ale jest na tyle zbity że nie ubywa dużo produktu. Nie jest zbyt mokry / tłusty, ma lekko satynowy blask (spowodowany błyszczącymi pigmentami). Nie zauważyłam problemów z trwałością. Opakowanie ok, dość tanie, no ale jak chcemy mieć kosmetyki w niskich cenach, to nie będą one miały pięknych opakowań. Używam go dość często, i polecam.

Ostatnio pojawiło się w drogeriach tyle produktów do konturowania na mokro że głowa boli. Widząc te kolorowe cudeńka skusiłam się na zakup creamy blusher od Wibo. Wybrałam kolor nr 1 najbardziej różowy wręcz żarówiasty, barbie pink. Jest to formuła rozświetlająca i widać na skórze dość dużo maleńkich drobinek. Konsystencja bounce to coś pomiędzy kremem, musem a pianką. Najbardziej lubię nakładać go palcami ponieważ gąbeczka zabiera większość pigmentu i róż staje się na skórze mało widoczny. Zapłaciłam za niego 18 zł i wydaje mi się że jak na Wibo to dużo. Raczej jestem przyzwyczajona że ta marka ma tańsze kosmetyki no ale w końcu wszystko drożeje więc ceny kosmetyków tez idą w górę. Poza tym jak go kupiłam to nie było żadnej promocji więc może warto poczekać jeśli ktoś ma ochotę wypróbować bo wtedy będzie ciut taniej. Jakoś nie polubiłam tego różu. Po pierwsze konsystencja jest niby kremowa ale tak mocniej zbita. Produkt nie nakłada się cienko na skórę . O ile kolor jest bardzo ładny i daje takie mroźny rumieniec na skórze to perłowy efekt mi tutaj przeszkadza. Nie jest to mój ulubiony produkt ale szkoda mi wyrzucić bo kolor sam w sobie jest całkiem ładny.

Uważam że to naprawdę fajne produkty. Mają całkiem luksusową formułę. Opakowanie oczywiście okropne. Kolory niestety też mógłby być ciekawsze, mam wrażenie że ten który mam jest za pomarańczowy, a inne też jakoś nie urzekają. Ale formuła jest naprawdę dobra, róże są w typie bouncy, nie do końca kremowej, mają dużo drobiny, a raczej perły, nie ma tu brokatu ale ta perła jest taka konkretna więc nie każdemu się spodoba. Polecam zerknąć, raczej bw promocji bo produkty Wibo potrafią być teraz niedorzecznie drogie.

Róże w kremie to moje ukochane kosmetyki, które moim zdaniem potrafią na plus zmienić każdy makijaż i sprawić, że prezentuje się on bardziej świeżo i elegancko. Dodatkowo tego typu forma kosmetyku jest dla mnie bardziej trwała i łatwiejsza w aplikacji, dlatego to właśnie na nią się najczęściej decyduję. Tym razem zdecydowałam się na kremowy róż od marki Wibo, który od pewnego czasu przyciągał mnie do siebie, a nie ma co ukrywać, że na rynku nieco brakuje tego typu kosmetyków w przyzwoitych cenach, chodź ostatnio sytuacja nieco się polepsza. Produkt udało mi się zakupić będąc w drogerii Rossmann, kiedy to właśnie szukałam jakiegoś ciekawego różu i już byłam nastawiona na to, że będę zmuszona zakupić kosmetyk tego typu w pudrowej formie. Produkt zamknięty jest w dość prostym pod względem designu opakowaniu. Jest to po prostu plastikowa, pojedyncza kasetka o czarnej barwie. Umieszczono na niej logo producenta oraz nazwę kosmetyku, a także kolor, na który się zdecydowaliśmy. Wieczko jest częściowo przeźroczyste, dlatego też doskonale widać, ile różu wciąż nam pozostało. Cena regularna wynosi około 26 zł. Kosmetyk jest dostępny w czterech różnych odcieniach. Ja posiadam ten o numerze 03. Jest dość ciemny kolor, ładnie różowiutki z lekko brudnawym pod tonem, z subtelną, brzoskwiniową nutą. Nie posiada żadnego zapachu. Konsystencje ma kremową, ale nietłustą. Wykończenie jest satynowe i ma w sobie naprawdę delikatne drobinki, które podczas aplikacji zamieniają się w naturalny błysk cery. Róż aplikowałam na nieprzypudrowany podkład za pomocą gąbeczki. Niestety wcale nie jest to takie proste zadanie. Kosmetyk aplikuje się dość nierówno, potrafi robić plamy i prześwity. Sama pigmentacja jest na tyle delikatna, że nie zrobimy sobie nim większej krzywdy, ale jednak jest widoczna na policzkach. Niestety nie za bardzo mamy tutaj kontrole nad tym, jak nakłada się kosmetyk. Potrafi rozlewać się na podkładzie, w jednym miejscu aplikuje się z większą pigmentacją, w innym - z mniejszą. Sama trwałość po przypudrowaniu jest dobra, ale wydajność już nie. Róż był przeze mnie stosowany podczas każdego makijażu, czyli prawie codziennie i starczył mi na ledwo ponad miesiąc. Niestety, ale z kremowego różu do policzków od marki Wibo nie jestem zadowolona. Aplikuje się dość plamiście, dodatkowo wydajność też nie jest tutaj pozytywnie zaskakująca. Zdecydowanie nie polecam, sama już też ponownie nie kupię.

Niestety, ale nazwa CREAMY nie odzwierciedla tego, co jest w środku i jestem zawiedziona. Jest to wprowadzanie konsumenta w błąd. Róż nie jest kremowym różem, tylko zwykłym pudrowy z drobiną. Fakt, wygląda bardzo ładnie na twarzy, jednak sięgając po produkt kremowy miałam nadzieję, że taki właśnie będzie. Dlatego też, mimo pięknego koloru, oceniam ten produkt na 2 gwiazdki, bo nie lubię jak ktoś robi mnie w balona.

Produkt kupiłam w Rossmanie za ok. 12zł. Zacznę od tego, że to nie jest kremowy róż typu Fenty czy sticki z Eveline (pomimo napisu z przodu opakowania), ale bardziej mocny rozświetlacz z delikatnym kolorem, takie 2w1 na szybki makijaż rano czy makeup-no-makeup. Konsystencja jest jak twarda plastelina - nie jest to puder, ale nie jest to też półpłynna, kremowa formuła, a po ,,naciśnięciu" palcem robi się delikatne wgłębienie. Efekt kosmetyku jest... różny. Można nałożyć go tak jak rozświetlacz, jedną, cienką warstwą i mieć dosyć mocne rozświetlenie. Można nałożyć go bardziej konkretnie bądź kilkoma warstwami i wtedy ten efekt różu jest bardziej widoczny, ale nawet na mojej prawie białej cerze jest to tylko taka mgiełka koloru. Róż w opakowaniu ma lekkie drobinki, ale nie zauważyłam aby były one widoczne na twarzy. Produkt, szczególnie w świetle dziennym i słońcu, daje mokre, ale nie tłuste wykończenie i nie robi złotej plamy na policzku. Opakowanie jest w porządku, dobrze się zamyka, nie jest to też najtańszy plastik. Nie nazwałabym tego produktu koniecznym do kupienia, raczej jest to taki ,,topper", który można nałożyć na matowy róż albo jako rozświetlenie z odrobiną koloru. Kasetka jest mała, nie jest to wybitnie wydajna formuła, która wystarczy na kolejny rok, ale za te 12-13zł jest to pozytywnie wyróżniający się produkt w drogerii, który warto przetestować. Ja zdecydowanie sięgnę jeszcze po inne kolory.

Kupiłam ten róż przez przypadek w promocji za niecałe 8 zł i nie żałuje. Mam kolor nr 3, w opakowaniu wygląda na ostry róż, ale na policzkach wygląda bardzo świeżo i ładnie. Oczywiście nie można przesadzić z ilością, bo może skończyć sie to różową świnką ;). Róż jest dosyć trwały, nie podrażnia, nie uczula. Kusi mnie jeszzce inny kolor z tego różu ale czekam na promocję w Rossamannie ;)