Perfumy o wdzięcznej nazwie "Różyczka" pachnące różami i... krwią – nie tylko dla złych Dziewczyn
Geneza utworu jednego z najdzikszych i najważniejszych Zespołów w historii rocka – Rammstein, o niezwyczajnie, jak na Muzyków, czarującym tytule "Różyczka", pochodzącego z piątego studyjnego LP z 2005 r. o tym samym tytule (Rosenrot), który inspirował w 2020 r. nadwornego kreatora perfum Grupy Alexandre'a Illana, jest wyjątkowo fascynująca.
Utwór w warstwie tekstowej parafrazuje wiersz Johana Wolfganga Goethego "Dzika różyczka", zaś w muzycznej nawiązuje do pieśni "Das Heidenröslein", którą skomponował do jego słów w XIX wieku Heinrich Werner, i jest historią dziewczyny tak okrutnej i złej, że zrzuciła różę z urwiska, co uczyniwszy kazała absztyfikantowi po nią zejść, aby udowodnił swoją miłość. Nieszczęsny naiwniak oczywiście uznał, że udowodni, i na swój sposób mu się udało, gdyż w trakcie schodzenia spadł i zginął. Romantyczny motyw kaskaderskiego dowodzenia płomienności uczuć był bardzo swoją drogą modny w XIX wieku (choćby ballada Friedricha Schillera "Rękawiczka" w przekładzie Adama Mickiewicza z 1882 r. – lektura szkolna oby nie tylko mojego pokolenia), a jego popularność najwyraźniej wciąż w czasach współczesnych stanowi siłę napędową dla złych ludzi do popełniania kolejnych, schematycznych bezeceństw.
Oprócz zapoznania się z librettem "Różyczki" z 2005 r. serdecznie polecam obejrzenie teledysku, jak zwykle w przypadku Rammstein prowokacyjnego (wszyscy Muzycy robią za duchownych, i co robią...), ale i zjawiskowego (rzecz się dzieje w urokliwej górskiej wioseczce jakieś 100 lat wstecz) oraz społecznie wyjątkowo interesującego (i kryminał i romans w pakiecie), z elementami zarówno praktyk sakralnych, jak i jednej... satanistycznej (z widocznym dla Uważnych przez sekundę na ekranie oskórowanym baranim łbem, sugerującym, że wioseczka aż tak urokliwa jednak nie jest). Filmik obłędny i jeden z najważniejszych w dziejach Grupy.
Taki oto kulturowy tygielek wybuchowy stał się kanwą dla kolejnych równie prowokacyjnych perfum spod logo Rammstein, w zamyśle unisex, choć bardziej jednak pasujących do Kobiet – niekoniecznie w rock'n'rollowym typie, o czym za chwilę, i raczej na ciepłe pory roku z uwagi na akordy mineralne, ambrowe, dymne, balsamiczne, drzewne, zielone i ciepłe korzenne, ale przede wszystkim wyraźnie różane oraz – metaliczne, bliskie charakterystycznej woni krwi.
Na szczęście owe metaliczne nuty wyczuwalne są jedynie w głowie perfum, ponieważ zapach krwi jest wyjątkowo specyficzny, a jako towarzyszący z reguły wypadkom i tragediom źle się kojarzy, zaś cała kompozycja pachnie głównie różano-zielonymi nutami liści na ciepłej, przyjemnej drzewno-korzenno-kadzidlanej bazie. Aromatycznie, co ciekawe – autentycznie pięknie, i aż zdumiewająco klasycznie. Zapach tak bardzo na mroczny sposób sensualny, niemal demoniczny, a jednocześnie esencjonalny, kwiatowo-zielony, przywodzący na myśl ogród różany po deszczu, mógłby powstać – nie przesadzam - w olfaktorycznych pracowniach Coco Chanel, Christiana Diora lub Thierry Muglera.
Tym bardziej, że wszyscy Ci wielcy Kreatorzy mody i użytkowego piękna byli w swojej branży, analogicznie jak i Muzycy z Rammstein w swojej, nie tylko wielkimi Wizjonerami, ale i równie wielkimi Powokatorami swoich czasów.
Dziewczyną już nie jestem, a zła – choć nie mnie oceniać – też nigdy nie byłam, ale przy nadarzającej się okazji, rozważę zdobycie tych perfum.
Zalety:
- kompozycja – o akordach mineralnych, ambrowych, dymnych, balsamicznych, drzewnych, zielonych i ciepłych korzennych, różanych i metalicznych – imitujących woń krwi (!) - aż zaskakująco piękna i klasyczna – bardzo w typie wyrazistych, esencjonalnych perfum od Chanel, Diora i Thierry Muglera, nie tylko dla młodszych Kobiet;
- trwałość – bardzo dobra;
- projekcja – wspaniała – niby taka na początku szokująco krwawa nuta, a kompozycja szybko pachnie – niemal spokojnie (!), klasycznie (!) różano-zielonymi nutami liści na ciepłej, przyjemnej drzewno-korzenno-kadzidlanej bazie;
- flakonik – cała seria, a trochę ich już jest, perfum Rammstein utrzymana jest w jednolitym stylu ładnych szklanych kosteczek, z elementami dobranymi do zapachu – Rosenrot jest w tonacji czerwono-złoto-czarnej, z ciekawą, artystyczną grafiką róży, i kolcami w typie BDSM wokół i tak poręcznego koreczka;
- geneza perfum – produkt celebrycki, sygnowany logo i inspirowany utworem Rammstein – Zespołu z gatunku industrialnego metalu – trochę typowa dla baaardzo artystycznie niepokornych, ale i z niemiecka przedsiębiorczych Muzyków, których zawodowy anturaż to solidna, rockowa młócka i prowokacja, zaś oprawa koncertów - w metalu i ogniu, choć prywatnie to – Miśki (jeden z Nich ma w domowym studiu nagrań boazerię i perski dywan :-) )
- cena – w miarę przystępna – 110 zł za 75 ml
Wady:
- brak wad – nie licząc niedostępności w polskich sklepach stacjonarnych