Masters Pharm Maltan, Maść do pielęgnacji brodawek sutkowych w okresie ciąży i karmienia piersią 

Pierwszą styczność z maścią miałam podczas użytkowania próbki otrzymanej w wyprawce szpitalnej. Niestety początki mojego karmienia nie należały do udanych, co przysporzyło mi ogromnego bólu, spękania skóry i czasem wręcz krwawych wypływów. W ramach leczenia stosowałam lanolinę, jednak pomimo sporego natłuszczenia nie czułam zbytniej ulgi. Maść zastosowałam zgodnie z zaleceniami producenta: robiąc okłady z gazy i grubszej warstwy produktu. Jakież było moje zdziwienie jak nałożenie kremu skutkowało niemal natychmiastowym poczuciem ulgi, wręcz działaniem przeciwbólowym (mimo, że żaden składnik by na to nie wskazywał bezpośrednio). Zaraz po zużyciu próbki zakupiłam pełnowymiarowe opakowanie, które służy mi doskonale. W krótkim czasie pozbyłam się olbrzymiej bolesności, ładnie zagoiłam brodawki i pomału karmienie zaczęło odsłaniać już swoje przyjemniejsze oblicza. Skład maści może budzić wątpliwości (pochodne ropy naftowej), jednak w kosmetologii jest to często spotykane i co najważniejsze skuteczne przy problemach skórnych. Sama maść jest o konsystencji kremu, ma biały kolor i bardzo delikatny, praktycznie niewyczuwalny zapach. Dość dobrze się wchłania (choć grubsza warstwa potrzebuje jednak czasu) i nie trzeba zmywać jej do kolejnego karmienia. Ogromnym plusem jest też niewygórowana cena. Uważam, że warto po nią sięgnąć w przypadku odczuwanej bolesności i to już wcześniej niż jako ostatnią deskę ratunku

Bardzo mocny i nieprzyjemny ból towarzyszył mi podczas karmienia. Z polecenia kupiłam ten krem który odratowali mi sutki i bardzo je nawilżył. Nie pachnie a bezpośrednio po jego smarowaniu można przystawić dziecko do piersi, nie trzeba zmywać a sam produkt fajnie się wchłania. Jest uczucie jakby produkt był bardzo oleisty ale przyjemny.

Maltan uratował moje piersi w pierwszych dobach karmienia. Maść ma lekką kremową konsystencję, łatwo się nakłada i rozsmarowuje. Zgodnie z zaleceniami producenta robiłam sobie kompresy z grubszej warstwy maści. Dodatkowo lekko schłodzona maść przynosiła ulgę obolałym i podrażnionym brodawkom. Trochę miałam opory przed stosowaniem tej maści że względu na zawartą w niej glukozę, która jest pożywką dla bakterii i może doprowadzić do rozwoju grzybicy, ale tonący brzytwy się chwyta.

Maść tę otrzymałam w sporej ilości próbek zarówno ze szpitala po porodzie synka, jak i jako dodatek do zamówienia aptecznego. Ucieszyłam się, gdyż taki specyfik mamie karmiącej zawsze się przyda. Maść ma dość rzadką jak na produkt tej kategorii konsystencję i śmietankowy odcień. Co ważne, nie jest lepka, dzięki czemu nie ma się wrażenia pobrudzenia skóry. Ja żadnego zapachu nie wyczułam, za co duży plus. Kosmetyk można stosować już w okresie ciąży w celu zahartowania piersi (ja w tym okresie jej nie użytkowałam), jak i już podczas karmienia dziecka w celu nawilżenia i złagodzenia stanu zapalnego niejednokrotnie spękanych i bardzo bolesnych brodawek sutkowych. Co bardzo użyteczne, produktu nie trzeba zmywać przed karmieniem, gdyż zawiera zgodnie z deklaracją producenta same bezpieczne dla malucha substancje, jak: * glukoza, która ogranicza rozwój drobnoustrojów * olej parafinowy - wiadomo, ma swoich zwolenników, jak i przeciwników (w końcu jest wytwarzany z ropy naftowej); co nie zmienia faktu, że jest jedną z lepiej przebadanych substancji i działa świetnie jako natłuszczacz * wazelina, również będąca substancją ropopochodną, tworzącą film okluzyjny na skórze * parafina, działająca podobnie jak dwie powyższe komponenty * kontrowersyjny glikol propylenowy, jak większość substancji tutaj dodanych również jest stworzony z ropy naftowej, jednak wbrew pozorom jest to składnik nietoksyczny i bezpieczny. Ja produkt stosowałam parę razy na brodawki i efekt rzeczywiście był fajny - skóra stawała się nawilżona, bardziej miękka, a mikrourazy zdecydowanie szybciej się goiły. Jednak robiłam to zazwyczaj w przerwie między karmieniami i zmywałam po około godzinie od posmarowania pod prysznicem (jednak wolę, żeby mój syn nie zjadał tego typu substancji). Ogółem jednak moje karmienie piersią to proces względnie bezproblemowy, dlatego częste używanie specyfiku nie było konieczne, więc próbki zużyłam głównie do pupki mojego dziecia, gdzie sprawdził się równie dobrze, łagodząc wszelkie podrażnienia i chroniąc przed powstawaniem nowych. Podsumowując: maść trzeba bardzo pochwalić za skuteczność. Może naprawdę przynieść ulgę niejednej mamie będącej na początku swojej drogi z karmieniem piersią. Jednak osoby unikające w kosmetykach pochodnych ropy naftowej, patrząc na ten skład złapałyby się za głowę. Jednak efekty są bezsprzecznie na piątkę, jak i łatwość oraz przyjemność użytkowania, dlatego ode mnie polecajka!