Miłość od pierwszego wąchnięcia testera w Rossmanie, od tamtej pory przy okazji zakupów leciałam jak opętana byle tylko psiknąć nadgarstki wąchać je przez całą drogę powrotną do domu, to testowanie było punktem kulminacyjnym każdych zakupów :D Aż w końcu w lipcu zostałam posiadaczką 30 ml i powiem szczerze, że już końcówkę psikałam z lekkim ziewnięciem, znudziły mi się przez te pół roku, za jakiś czas na pewno do nich wrócę.
Piękna mieszanka owocowo-kwiatowa, czyli to, co lubię najbardziej. O dziwo nie ma w nich brzoskwini, a z owoców za cholerę nie mogę wyczuć tych porzeczek, dla mnie ewidentnie pachną brzoskwiniami. Mój węch czuje też irysy, pianek marshmallow absolutnie wcale. Royal Desire można określić jako ciepły, słodki ulepek, nie spodoba się raczej fankom klasyki i elegancji. Nazwa trochę nieadekwatna, bo są bardziej "glamour", niż "royal", zamiast królewskiej sukni i uwodzenia widzę krótką koktajlową sukienkę i niezobowiązujący flirt. Mi się bardzo podobają, wiele osób pytało czym tak fajnie pachnę, czuję, że są jak najbardziej moje i tworzymy pewną całość :D
Flakon - piękny, inspirowany poprzednimi buteleczkami Christiny, zarówno flakonik, jak i opakowanie ładnie ozdabiają półkę, jednak duży minus za korek - cały czas się okręca, jest nieszczelny, boję się nosić je w torebce. Za to odejmuję pół gwiazdki, bo jednak nie kosztują mało, a za taką cenę wymagam choćby stabilnego opakowania. Poza tym przeciętnie z trwałością - ja ich na sobie nie czuję zbyt długo, otoczenie jednak czuje, na ubraniach się nie utrzymuje, także tak średnio wychodzi. Charm bardzo fajny, doczepiłam do bransoletki , wersja, którą mam była chyba najładniejsza. Krótko mówiąc, brawa dla Christiny, czuję,że to nie ostatnia buteleczka sygnowana jej nazwiskiem, która będzie stała na mojej półce.
Używam tego produktu od: lipiec 2011
Ilość zużytych opakowań: jedno 30 ml