Essence Baby Got Bronze Sztyft brązujący

Lubię testować bronzery i ten zdecydowanie należy do tych bardziej udanych. Nie jest może moim absolutnym hitem, ale i tak bardzo mi się spodobał. Pigmentacja jest raczej delikatna, więc nie zrobi się nim mocnego konturu, ale za to idealnie sprawdza się do lekkiego ocieplenia makijażu. Jeśli ktoś szuka efektu subtelnego muśnięcia słońcem bez ryzyka plam, to będzie naprawdę zadowolony. Opakowanie jest przeurocze – małe, poręczne i mega wygodne do szybkich poprawek albo do wrzucenia do torebki. Używa się go naprawdę przyjemnie, bo konsystencja jest kremowa i łatwo się rozciera. Za tę cenę trudno się czepiać – to idealny produkt na co dzień, szczególnie dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z bronzerami albo wolą delikatniejszy efekt. Myślę, że kupiłabym go ponownie, właśnie dlatego, że jest prosty w użyciu i wygląda bardzo naturalnie.

Mały bronzer do minimalnego konturowania, dla osób lubiących delikatny efekt muśnięcia słońcem, tak w skrócie mogę określić opisywany kosmetyk. Nie jestem profesjonalną makijażystką, nie potrzebuje profesjonalnych kosmetyków do konturowania. Na codzień preferuję delikatny makijaż, na wyjścia bardziej wyraźny. Z tego względu wybrałam bronzer od Essence. Po pierwsze ze względu na sztyft, ta forma póki co mi się sprawdza. Po drugie, za cenę, w porównaniu z innymi bronzerami w sztyfcie, wypada tanio. Po trzecie, ze względu na jego konsystecje, jest kremowa, nie muszę walczyć z plamami. Kosmetyk to mały sztyft, ma zaledwie 5,5 g. Widzac go, pomyślałam, że szybko zejdzie. Okazał się jednak dość wydajny i starczył na długo. Przyznaje też, że nie nakładam tego produktu w dużych ilościach. Ma skromne i ładne opakowanie w kolorze brązu, ze złotymi napisami I przezroczystą zatyczką. Sztyft wysuwa się bezawaryjnie. Bronzer ma odcień ciepłego brązu, przypomina barwą cynamon. Wcześniej używałam ciemniejszych i miałam trochę obawy, że ten na twarzy będzie miał odcień bardziej pomarańczowy. Nic bardziej mylnego, okazał się strzalem w dziesiątkę. Ma bardzo kremową konsystencję, która rozciera się na skórze jak masełko. Przy tym ładny zapach. Ma dość gruby sztyft, na policzkach się sprawdza. Gorzej jest przy konturowaniu nosa, wtedy maluje za grube kreski. Oczywiście można malować bokiem, jednak trzeba trochę się przy tym pobawić. Dobrze się blenduje, nie rozmazuje się, nie robi plam, ladnie wtapia się w skórę. Nie niszczy przy tym podkładu. Trzyma się cały dzień, nie zanika w trakcie. Nadaje delikatny efekt ciepłej opalenizny. Kontur jest subtelny i minimalnie widoczny. Na codzienny make up idealny, nienachalny. Nie jestem wymagająca, jeśli chodzi o tego typu kosmetyki. Lubię delikatne konturowanie, a ten bronzer takowe daje. Nie robi krzywdy, nie da się zepsuć nim makijażu.

Produkt dla osób które chcą zacząć z konturem i nie chcą skończyć z plamami na twarzy. Łatwo się nakłada można bezpośrednio na twarz lub na rękę i gąbeczkę. Ma ładny zapach i jest tani więc idealny na sam początek.

Widziałam kilka pozytywnych opinii na temat tego produktu w mediach społecznościowych. Był określany jako „tani hit”. Co prawda cena jest naprawdę niska, jednak hitem bym tego bronzera nie nazwała :( Po pierwsze kolor- jest bardzo pomarańczowy, więc przy jasnych lub chłodnych karnacjach odpada, bardzo się odznacza. Jest niewygodny w aplikacji- stick jest szeroki więc linia, która powstaje na twarzy jest bardzo szeroka, ponadto mam problemy z rozblendowaniem go. Próbowałam nałożyć go pośrednio przez użycie gąbeczki, ale taki sposób też nie jest zbyt skuteczny (słabo go widać). Myślę, że to kwestia konsystencji. Te dwa aspekty sprawiają, że nie mam ochoty używać tego kosmetyku. Jeśli ktoś nie ma wysokich umiejętności makijażowych , tak jak ja, to nie ma sensu polować na ten produkt (dosłownie polować, bo w wielu sklepach stacjonarnych jest wyprzedany). Ciężko się z nim pracuje, więc myślę że lepiej dołożyć kilka złotych i kupić inny płynny bronzer z drogerii na promocji. Z plusów mogę zaznaczyć jeszcze przyjemny zapach, wydajność i to, że nie wpływa źle na moją cerę. Opakowanie również byłoby super, gdyby sam stick był węższy.

Essence Baby Got Bronze to sztyft brązujący, który świetnie sprawdza się latem, podkreślając opaleniznę. Posiadam ciemniejszy odcień, który ładnie komponuje się z moją skórą. Produkt łatwo się aplikuje, choć trzeba uważać, aby nie zrobić sobie plam, ponieważ zasycha dość wolno. Mimo to, jestem w miarę zadowolona z jego efektów. Ogólnie jest to dobry wybór na letnie dni, gdy chcemy podkreślić naturalną opaleniznę.

Sztyft brązujący marki Essence zwrócił moją uwagę ze względu na kompaktowe opakowanie i przystępną cenę. Opakowanie jest wygodne i łatwe do przenoszenia, co jest dużym plusem. Aplikacja jest intuicyjna – sztyft gładko sunie po skórze, pozwalając na precyzyjne nakładanie produktu. Kremowa konsystencja bronzera dobrze się blenduje, tworząc naturalny efekt konturowania. Formuła jest lekka, co sprawia, że produkt nie obciąża skóry i jest odpowiedni nawet dla cery mieszanej czy tłustej. Największym mankamentem jest jednak kolor bronzera. Ma on zbyt ciepły odcień, który może wyglądać nienaturalnie na osobach o chłodniejszej karnacji. W rezultacie, efekt może być zbyt pomarańczowy i mało subtelny. Trwałość bronzera jest na przyzwoitym poziomie. Produkt utrzymuje się na skórze przez kilka godzin bez konieczności poprawek, co jest istotne w codziennym użytkowaniu. Cena sztyftu jest bardzo przystępna, a sam produkt jest łatwo dostępny w drogeriach i sklepach internetowych. Podsumowując, jest to produkt o dobrej jakości w przystępnej cenie, jednak jego zbyt ciepły odcień może być problematyczny dla osób o chłodniejszej karnacji. Warto przetestować go przed zakupem, aby upewnić się, że kolor będzie odpowiedni.

Produkt kupiłam zachęcona jego niską ceną, natomiast już po pierwszym użyciu wiedziałam, że będzie z nim droga przez męki. Nie sprawdził mi się zarówno przy bezpośrednim nakładaniu na twarz ponieważ stick ma dość dużą powierzchnię oraz musiałam go dosyć mocno przyciskać aby się odcisnął, natomiast przy nakładaniu gąbeczką musiałam dokładać bardzo dużo produktu aby uzyskać pożądany efekt. Z plusów całkiem przyjemnie się go blenduje, chociaż łatwo sobie nim zrobić "krzywdę".