Sapunoteka Lemon & Apricort, Body Scrub Cytyna i Morela, Peeling do ciała

Po fenomenalnym peelingu lawendowym od Sapunoteki nie mogłam nie kupić wersji cytrynowej. Co prawda cytrusy i moja skóra nie zawsze idą ze sobą w parze, ale uznałam, że zaryzykuję. W najgorszym wypadku oddałabym go mojej mamie, która również przekonała się do poprzedniej wersji zapachowej. Na szczęście nie było to potrzebne (chociaż mamcia również dostała swoje pudełko w prezencie). Zaczynając od zapachu - intensywny, cytrynowy, z lekkim przełamaniem czegoś słodkiego. Nie tak mocno rzucający się do nosa jak ten lawendowy, ale równie dobrze utrzymujący się na skórze. Dla mnie był przyjemny. W konsystencji jest to również peeling przypominający sól kuchenną zalaną do przykrycia oliwą z oliwek. Jest to gęsta, solna pasta. Dzięki oliwie po nałożeniu na ciało nie rozkrusza się, tylko fajnie rozprowadza. Jest to kolejny bardzo mocny zdzierak. Peelinguje rewelacyjnie. Skóry o dziwo nie podrażnia - bardzo się tego bałam, bo miałam w życiu różne przygody bo kosmetykach na bazie cytrusów, ale nie pojawiły się ani zaczerwienienia ani krostki. Po użyciu tego peelingu na skórze pozostaje oleista warstwa, która rewelacyjnie i szybko się wchłania. Bałam się, że będę się po niej lepić do pościeli/ubrań - nie działo się tak. Co ciekawe, gdy po peelingu używałam balsamów odniosłam wrażenie że dzięki tej warstwie szybciej i lepiej się wchłaniają. Opakowanie jest aluminiowe, z gatunki słoiczek typu twist. Fajnie się sprawdzało, ale niestety szło je poodginać. Przez to, raz, jak ułożyłam je pod kątem na półce, trochę oleju wyciekło. To była dla mnie nauczka na przyszłość, żeby uważać. No i etykieta w momencie gdy dostała wody zaczynała się odklejać od pudełka. Opakowanie starczyło mi na jakieś 6 użyć na całe ciało - niby nie dużo, ale znowu ten peeling był tak mocny, że stosowałam go raz na tydzień/półtora tygodnia. Jeśli chodzi o dostępność - ja kupuję w swojej ulubionej ekodrogerii w Pile. Nie widziałam go na półkach w sieciówkach. Cenowo jest ciut droższy niż standardowy peeling w sieciówce, idzie go jednak upolować na fajnych promocjach. Plus uważam, że jest po prostu warty swojej ceny. Zaczynam dochodzić do wniosku, że peelingi z Sapunoteki będą miały u mnie status quilty pleasure. Bo czy mogę dostać tańsze peelinigi, które podobnie działają - na pewno. Czy ich stosowanie sprawi mi taką przyjemność jak przy tych? Śmiem wątpić. Tak więc myślę, że marka zostanie w mojej kosmetyczce na dłużej.