Kolekcja Maxi narobiła szumu w beauty sferze, bez dwóch zdań. Ja początkowo nie byłam zainteresowana, ale jednak się złamałam- oczywiście nie mogłam się obejść bez konturówki (ale też błyszczyka oraz palety cieni i do konturowania). Moje usta są z natury duże i pełne, nie mam problemów z ich wysuszeniem. Kocham wszelkie mazidła do ust, dzień bez ich pomalowania jest dla mnie dniem straconym, więc mam duże doświadczenie. Lubię eksperymentować z formułami i wykończeniami.
Opakowanie jest niepozorne, ale wygląda dobrze i przede wszystkim jest funkcjonalne. Całe białe, napisy złote, a końcówka w wybranym odcieniu. Jest to konturówka automatyczna i nie trzeba jej strugać- to na duży plus. Mechanizm wykręcający działa bezawaryjnie. Na końcu producent zamieścił taką mini ostrzałkę. Sprytne i jak ktoś potrzebuje to jest, ja akurat nigdy z tego nie korzystałam, jakoś nie czuję potrzeby. Umiem precyzyjnie wyrysować kontur nawet grubszą końcówką kredki, a na dodatkowe ostrzenie jej szkoda mi formuły.
Muszę przyznać, że jest to najbardziej miękka i aksamitna konturówka, jaką kiedykolwiek miałam. A było ich naprawdę sporo, więc wiem, co mówię. Sunie po skórze gładko jak marzenie, jak masełko. Aplikacja tej kredki to sama przyjemność. Pomimo tej miękkiej konsystencji rysik się nie łamie, nie topi, a produkt nie rozlewa poza kontur ust ani nie migruje po twarzy. Delikatnie zastyga, ale oczywiście nie w takim stopniu, jak pomadki matowe. Niestety jest też druga strona medalu- tak jak nie miałam nigdy tak aksamitnej kredki, tak nie miałam równie niewydajnej. Kończy się w tempie ekspresowym. Ja nie używam jej codziennie, bo często zmieniam produkty do ust i po prawie miesiącu nie mam już połowy. Jeśli będziecie używać tylko jej i to codziennie- gwarantuję, że po dwóch tygodniach dobijecie dna. Co prawda produkt nie jest drogi (kosztuje 25 zł, a na promocji nawet 20 zł), ale chyba po prostu chciałabym, żeby było go więcej w opakowaniu, skoro się tak szybko zużywa. Zapach delikatny i kwiatowy, przyjemny, wyczuwalny raczej tylko podczas aplikacji. Po nałożeniu dość szybko się ulatnia. Dostępność jest bardzo dobra- markę Brush Up znajdziemy w Rossmannie.
Nakładałam ten produkt na dwa sposoby- jako konturówkę oraz pomadkę, na całe usta. Kolor, który dla siebie wybrałam to 01 Pink Nude i jest to przepiękny nudziak z delikatnie różowym podtonem. Sparowany z błyszczykiem od Maxi w odcieniu 02 wygląda obłędnie. Równie często noszę go solo i też prezentuje się pięknie, jest bardzo twarzowy. Podbija biel zębów.
Muszę powiedzieć, że konturówka zaskoczyła mnie swoją trwałością. Zarówno na konturze, jak i całych ustach trzyma się perfekcyjnie. Oczywiście jest to formuła kremowa, więc tłusty posiłek pokona środek (konturu raczej nie). Zjada się bardzo ładnie, równomiernie. Wielkim plusem jest, że można ją w trakcie dnia dokładać bez obaw o brzydkie zwarzenie się formuły. Demakijaż jest niezwykle prosty- wystarczy nawet sam żel bądź pianka. Konturówka nie podrażnia, nie wysusza ust. Raczej nie ma działania nawilżającego, ale tego od niej nie oczekuję. Wieczorem porządna dawka balsamu zalatwia ten temat. Sama nie wiem, czy kupię ponownie. Z tego, co słyszałam jest to kolekcja limitowana, za jakieś pół roku ma zniknąć z rynku. Niemniej jednak kusi mnie jeszcze kolor 02 więc nie potwierdzam, nie zaprzeczam, zobaczymy.
Zalety:
- szalenie aksamitna i kremowa
- bardzo gładko sunie po ustach, nie sprawia żadnych kłopotów podczas aplikacji
- trwałość
- nie migruje poza usta, nie rozlewa się poza kontur
- doskonała również do nakładania na całe usta, jako pomadka
- bardzo ładnie się zjada
- bezsmakowa
- piękny odcień 01 Pink Nude
- cena i dostępność
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie