Krem kupiłam w stacjonarnym sklepie L'Occitane. Za najmniejszą pojemność, czyli śmieszne 30 ml zapłacimy prawie 40 zł, o czym ciężko myśleć bez pukania się w czoło. Dlaczego go kupiłam? Bo brakowało mi parudziesięciu złotych do otrzymania jakiejś pełnowymiarowej darmoszki. Pomyślałam: kremy do rąk się nie zmarnują, bo używam ich non stop, więc czemu nie. Zdecydowałam się na kwiat wiśni, ponieważ przemawiała do mnie zarówno mała srebrna tubka ozdobiona drobnymi kwiatuszkami wiśni, jak i oczywiście piękny zapach (przed zakupem wykonałam małą próbkę przy użyciu testera, więc nie można powiedzieć, że kupiłam kota w worku - byłam naprawdę zachwycona).
Rzeczywiście krem jest świetny! Niewielka ilość wystarczy, by rozpieścić dłonie mazidłem wysokiej klasy. Pięknie i intensywnie pachnie - zapach kwiatu wiśni jest naturalny i niekłamany, a krem odznacza się doskonałą konsystencję - gęstą, tresciwą, bogatą, wprost idealną - stąd nie ma potrzeby wyciskać połowy tubki na raz... Co nie zmienia faktu, że ta trzydziestomilitrówka starczy na zaledwie kilka dni. I co? Za kilka dni przyjemności zapłacimy bez mała cztery dychy?! To chyba jakiś żart! To nie jest żaden specjalistyczny krem przeciwko poważnym problemom skórnym, tylko po prostu krem do rąk. Rewelacyjny - owszem, taki jest i nie będę tego wypierać, ale nie na tyle, by w ten sposób za niego przepłacać. Taka "trzydziestka" nie powinna kosztować więcej, niż 20 zł - co też byłoby niemało, biorąc pod uwagę jak szybko nas opuszcza. Ok, ma glicerynę, masło shea, ekstrakty z wiśni i rozmarynu, olej kokosowy, słonecznikowy, witaminę E - ale co z tego? Znam kremy z takim składem, które kosztują ułamek ceny "Fleurs de Cerisier", w dodatku są dostępne w popularnych drogeriach typu Rossmann czy Hebe. To prawda, że większość z nich jest zdecydowanie gorsza jakościowo, ale taki Yope, np. - starcza na dłużej, działa bardzo, ale to bardzo podobnie i kosztuje znacznie mniej. Nie sądzę, że ten krem zdoła naprawić zniszczoną skórę dłoni z pęknięciami i wymuszeniami. Naprawdę marne szanse i nie uwierzę w żadną recenzję, w której jest napisane, że: "oto mam wiecznie przesuszoną i problematyczną skórę rąk, a ten krem podziałał takie cuda, że po kilku użyciach mogę cieszyć się pięknymi dłońmi." .... :D
Nie, nie, nie! - kremy z L'Occitane to zwykle zdzierstwo. Mówię to z pełną świadomością - bo nie jestem ślepa na ich zalety. Długotrwale i porządnie nawilżają, doskonale odżywiają nieproblematyczne skóry, fantasycznie pielęgnują (mam suchą skórę dłoni, ale nadal w normie), cudownie wygładzają i zmiękczają skórę; co zaś się tyczy ich właściwości regeneracyjnych to nie jestem pewna, bo moje dłonie są zregenerowane ciągłym kremowaniem.
Bardzo lubię ten krem, bo ma piękny zapach i dlatego, że spełnia potrzeby mojej skóry (właściwości pielęgnacyjne i ochronne), bo stworzony został z dobroczynnych składników, bo ma perfekcyjną konsystencję, bo jest wydajny, bo się super rozsmarowywuje, błyskawicznie się wchłanialnia bez pozostawienia na dłoniach tłustej, lepkiej czy mokrej warstwy. Nie mogę zdzierżyć natomiast stosunku cena—pojemność. Ogólnie cena jest nie do przejścia i jestem w stanie zapłacić ją tylko w przypadku, o którym pisałam na początku, czyli gdy zabraknie mi 40 złotych do otrzymania podarunku od firmy - czego nie wykluczam. Jestem zadowolona z tego produktu, ale nie do tego stopnia, by go kupić dla niego samego, z kaprysu! Jeszcze nie upadłam na głowę... :/
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie