Markę znam sprzed lat, jako producenta zapachów takich jak So, Lace czy Forever (już nieistniejących, niestety), no i ten mit brytyjskości, mydełek dla królowej itd..
Naszło mnie na fiołki, na fiołkowy wiosenny zapach soliflore. Opis nut wydawał się obiecujący. Pewne rozczarowanie przyszło wraz z flakonem, który owszem, retro i gustowny, solidny, taki bezceremonialnie prosty, ale ten korek! i ścierające się z niego pozłotko, coś strasznego (cena wody wyższy niż w opisie, cenowo półka średnia, nie jakieś generyczne coś).
Pewnie to jest geranium, ale zaraz po aplikacji uderza w nos coś tak straszliwego, że aż boli. Suchy, dziwny i nieprzyjemny zapach, aż myślałabym, że z egzemplarzem coś nie tak (ale zakupiony w renomowanym sklepie, zapakowany i z datą ważności). Zapach dziwaczny, ni to chemiczny, ni to nie wiadomo jaki.
Po kilkunastu minutach na szczęście ten dziwny, ostry parszywiec idzie sobie precz i zostają mniej więcej małe, ciemne, przycupnięte w rogu trawnika fiołki. Mają nadal coś dziwacznego w sobie, ale są już fioletowymi, drobniutkimi fiołkami. Z podtekstem, suchym zapachem dyskretnego jaśminu, lekko osłodzonym (chyba ten ylang-ylang z opisu?). Słodka, ciepła, ale nie mdląca baza trzyma całość dość długo, ale blisko skóry. Robi się pudrowy i bardzo delikatny.
Niestety, układ faz i trwałość wymaga w moim przypadku hmm po pierwsze przyzwyczajenia się do tej pelargoniowej paskudnej noty atakującej zmysły na dobry początek, a po drugie - dopsikiwania się (co z kolei łączy się z pelargonią vel geranium czy co to w sumie jest). Bardzo bliskoskórny, w dalszych fazach leciutki, ale nie mdlący zapach. Coś w nim jest. Jest inny, trochę staroświeckość, świeży ale bez ogórasów, lekki, ale zadziorny. Podoba mi się.
Używam tego produktu od: tydzień
Ilość zużytych opakowań: pierwsze