Vianek Prebiotyczny, Płyn micelarny nawilżający 

Co tu się odjaniepawliło!? Gdzie podział się klasyczny i jakościowy Vianek który czarował składami, jakością, polską szatą graficzną oraz dostępny był w przystępnych cenach tak aby każda polka mogła korzystać z dobrodziejstw od polskiej marki. Ta linia nowych propozycji od Vianka mocno kłóci się z moim pojęciem marki, nie podoba mi się zwrot w kierunku mainstreamu oraz zaprojektowanie fatalnych etykiet rodem z Aliexpress. Co to ma być. Gdzie piękne i minimalistyczne etykiety które wyróżniały się na tle innych badziewi w drogeriach. Produkt ten zakupiła mi mama kiedy to poprosiłam ją o przyniesienie mi z drogerii płynu micelarnego polskiej marki. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że ten dziwoląg to Vianek. Etykieta poraża tandetą. Czego na niej nie ma- mazaje jak na haju, brokatowe kropki, napisy ledwo widoczne. Krzykliwie, tandetnie, tanio. Cena jednak wysoka i już wiadomo, że muszą się zwrócić koszty tej dziwacznej butelki. Produkt prebiotyczny kojarzy mi się z dermokosmetykiem, jakością, spokojem, czystością i przejrzystym kosmetykiem. Wszakże kupujemy przecież oczami a ta butelka sprawia, że produkt staje się śmieszny na półce i omijamy go w poszukiwaniu czegoś minimalistycznego. Skład nie najgorszy jednak perfum w składzie skreśla moje dalsze użytkowanie tego dziwoląga. Czuję dość mocny zapach perfumowanego płynu który często przeszkadza mi wieczorami kiedy po prostu chcę zmyć makijaż bez większych bodźców. Działania prebiotycznego nie zauważyłam. Cera nie jest mocniej nawilżona ani wyciszona. Ot, zwykły płyn micelarny który dodatkowo lubi być doczyszczony tonikiem aby zebrać ten dziwny i niepotrzebny zapach. Na plus fakt, że nie szczypie i nie podrażnia oczu. Jeszcze tego by brakowało aby Vianek zaczął mi łzawić oczy...Wystarczy, że oczy łzawią mi kiedy patrzę na tę badziewną butelkę, innych doznań nie potrzebują.