Huitieme Art Parfums Fareb EDP 

Wskazano mi ten zapach, gdy szukałam zapachu gorzkiego. I rzeczywiście, choć potem wąchałam wiele gorzkich zapachów, ten jest z nich "gorzki najbardziej". Odbieram go wcale nie jako drzewny, ale stricte ziołowy. Zapach kocanki piaskowej bez żadnych dodatków. Zapach nie rozwija się, nie ewoluuje. Trwa. Bardzo odważna i bezkompromisowa kompozycja. Tęsknię za nim i jego matowością. Kiedyś kupię i będę dodawała go, żeby doprawić inne zbyt słodkie lub mdłe perfumy. Będę nim "gorzkowała", tak jak się " słodzi" cukrem...

Z czystym sumieniem mogę napisać- takiego dziwadła dawno nie wąchałam. Pierwsza aplikacja na nadgarstek i...prawie odruch wymiotny. Zapach skojarzył mi się bardzo zwierzęco i jakoś tak...prymitywnie.W końcu w składzie mamy skórę... mamy również podwójną dawkę drzewa nieśmiertelnika cokolwiek to oznacza- to ta nuta z pewnością jest odpowiedzialna za zupełną odmienność FAREB od wszystkiego masowo zalewającego Sephorowe półki.Po 30 min po aplikacji zaczyna mi się nawet podobać, co jakiś czas pojawia się ( i znika) niemrawa nuta imbiru.Nie kupiłabym raczej... Flakonika nie ocenię, znam tylko ze zdjęć. sam zapach za to,że jest "inny" dostaje solidne 3,5 gwiazdki. Więcej nie dam niestety bo to zupełnie nie mój typ. Używam tego produktu od: testy Ilość zużytych opakowań: 2 ml

Jakże trudno jest mi w całość zebrać odczucia, które wywołuje we mnie ten zapach... i jakże inny jest od pozostałych kompozycji tej firmy! A to po prostu splot nut nieśmiertelnika i żeń-szenia.... Jest tu sugestywny drzewny ciężar, jakaś duszna zawiesistość silnie skoncentrowanego ginsengu, brak tchu, brak przestrzeni... Ot – niemieszczący się już w ziemi korzeniostan Bois d\'Immortelle skąpany w poważnym słodzie żeń-szenia. Aż chciałoby się pochwycić siekierę, porąbać to wszystko w mniejsze kawałki, wpuścić trochę tlenu, nieco liściastej żywotności, szczyptę zieleni czy naparstek owocowego soku... Wtedy zapach ten mógłby wyewulować w stronę także drzewnego, lecz o ilekroć bardziej soczystego Ciel D’Airain. A tak jest sobą i nikim innym: duchem drzewa, stabilnym i niezmiennym; patrzącym wciąż z jednej perspektywy, onieśmielającym... silnym dodającym sił, słabszym: siły odbierającym... Fareb jest Farebem: myśl trącąca łopatologią bardzo mi tu pasuje. Fareb jest Farebem, bo już setki drzewnych zapachów zwąchałam, a takiej kompilacji odpychania z przyciąganiem jeszcze nie doznałam. Fareb musi zostać Farabem i niech nikt nie waży się go rozczłonkowywać. Są dni, kiedy jest mi potrzebny jak woda. I są takie, kiedy się go po prostu boję. Przywołuje wtedy jakieś zatarte, nieprzyjemne wspomnienia, odczucie dziwnej obcości, pustki... Doprawdy, nie wiem z czego to wynika. Spójność tej kompozycji jest doskonała, a trwałość jeszcze doskonalsza – jak na edp – powiedziałabym, że niemal nieśmiertelna (trwa cały dzień, czasem aż do niezośności, trwa w zdecydowanie mniejszym natężeniu dnia następnego, aż do orzeźwiającego prysznica). Dla mnie to zapach wybitnie nieperfumeryjny i raczej nie do noszenia, ale sam w sobie – jak stworzenia sprzed setek lat odciśnięte w korze drzewa - fascynujący, drążący jestestwa na wylot (szczególnie te o naturze refleksyjno-kontemplacyjnej). Używam tego produktu od: 5 miesięcy Ilość zużytych opakowań: odlewka 10 ml