Bracia Mydlarze Glinka zielona maseczka na trądzik i nadprodukcję sebum 

Już samo opakowanie sprawia, że czuję się jakbym trzymała w dłoni tajemniczą miksturę alchemiczną. Maska zamknięta jest w małym, szklanym, 75 ml ciemnym słoiczku z nakrętką , jak od supermocnych suplementów. W środku opakowania kryje się mocno zmielony proszek. Dobrze się rozrabia z wodą czy hydrolatem, a aplikacja maski wygląda trochę jak smarowanie twarzy błotem z luksusowego spa, ale za ułamek ceny. Wysycha ekspresowo, więc nie ma czasu na rozczulanie się, po 15 minutach z twarzy robi się skorupa godna archeologicznych wykopalisk. Nie ma co przedłużać jej trzymania na twarzy, bo można sobie tylko zaszkodzić, a zmycie jej po dłuższym czasie to prawdziwa katorga i zostają zaczerwienienia. Po zmyciu maski w rekomendowanym przez producenta czasie, cera jest ściągnięta jak zaciśnięte dżinsy po świątecznym obżarstwie, skóra matowa, a jednocześnie odświeżona i czysta. Dosłownie jakby ktoś usunął cały dzień tłustych i świecących dramatów z mojej twarzy. Podsumowując, maseczka to sztos dla każdego, kto walczy z tłustą, mieszaną, problematyczną cerą, lubi konkretne działanie i nie boi się odrobiny kosmetycznej dyscypliny. Śmiało mogę rzec, że ta glinka to połączenie matu, oczyszczenia i porządnej detoksykacji w jednym.