Byredo Parfums Bal d`Afrique EDP 

Perfumy napewno warte polecenia (razem z Gypsy Water) jeżeli chodzi o Byredo - to w kwestii oryginalność i przyjemnego charakteru kompozycji. Są kobiece, ale nieoczywiste, mają odpowiednią projekcję i przyzwoitą trwałość (jej brak/zmienność w zależności od osoby to znany mankament marki). Kolejny raz jednak nazwa może być nieco zwodnicza - niekoniecznie Afryka, materiały prasowe mówią o inspiracji Josephie Baker i taki właśnie obraz pojawia się na myśl o tym zapachu - czarnobiale zdjęcie, spódniczka z bananów ( przez co zapach podchodzi pod gourmand, ale nie przesadnie bo wciąż 'roslinnie') masywna, srebrna biżuteria (migotliwe nieco cytrynowe nuty glowy) i ogólnie flapper chic bez upiorów w stylu dosłownych cytatów z półki vintage. Doceniam, ale nie jest to mój styl.

wyjątkowy, bardzo piękny zapach, wnoszący jednocześnie słońce, ciepło i świeżość. zauważany przez otoczenie, otrzymuje komplementy zarówno od kobiet jak i mężczyzn. jednak nie jest zbyt trwały, utrzymuje się kilka godzin, niezależnie od użytej ilości. moim zdaniem, jeden z najbardziej kobiecych zapachów byredo.

Dostałam te perfumy w komplecie z mleczkiem komplementującym serię. Bardzo trudno o obiektywną recenzję tych perfum. Za zapach przyznałabym 5 gwiazdek, ale trwałość nie poraża. Byredo jest jedną z droższych marek niszowych, więc za tak kosmiczne pieniądze chciałoby się żeby cudowny zapach trwał jednak nieco dłużej. Sam zapach żyje. No po prostu nie da się tego inaczej określić. Otwarcie to powiew wiatru znad pustyni, w tym okresie, gdy pustynia rozkwita w porze deszczowej. Dyskretna, nienachalna słodycz wilgotnych po deszczu kwiatów. Nuta głowy: tutaj dochodzi więcej słodyczy i jeszcze jedna specyficzna nuta, której nie umiem uchwycić. Nie jest to słodycz nachalna i migrenogenna. Raczej śmiga w kierunku jadalnej, ale to też nie do końca jest adekwatne określenie. I w tym stanie perfumy trwają na naszej skórze. No cuda-wianki. W opisie jest informacja, że Bal w Afryce to unisex. Moim zdaniem to jedne z najbardziej typowych i najpiękniejszych kobiecych zapachów, które zdarzyło mi się nosić. Zapach jest bliskoskórny, ale wyraźnie wyczuwalny dla otoczenia. Perfumy nie mają ogona, więc z pewnością nikogo wokół nas nie zmęczą. Będą się więc nadawały na cieplejsze dni. Zresztą te perfumy określiłabym jako zapach wiosenno-letni. Flakon minimalistyczny, jak wszystkie dzieła Byredo. Grube szkło, biała etykieta z czarnymi literami. Niestety, perfumy są nietrwałe na skórze. U mnie zgasł po trzech godzinach, no ale może jest to kwestia pory roku i być może w innej temperaturze powietrza będzie trwać nieco dłużej. Co ciekawe, mleczko do ciała z tej serii okazało się trwalsze. Ciało pachniało przy każdym ruchu az do późnego popołudnia, nawet wieczorem ciuchy i bielizna pachniały Balem w Afryce. Za trwałość odbieram aż dwie gwiazdki. Jest to kolejne dzieło Byredo, które żyje na mojej skórze za krótko w porównaniu do ceny, którą za te perfumy trzeba zapłacić. Zapach jest, moim zdaniem, kwintesencją delikatnej zmysłowości. Ale trwałość sprawia, że Bal w Afryce nie jest warty swojej ceny. No chyba, że ktoś jest Carringtonem i stać go by kupować raz w miesiącu nowy flakon, bo perfumy naprawdę wymagają dokładania kilka razy dziennie. Dlatego ja już skończyłam romans z firmą Byredo.

Zawsze jak psiknę się Bal d'afrique ktoś mnie pyta czym pachnę - tak ciekawy i piękny jest ten zapach. Minus za cenę przy tak niewielkiej trwałości :( wielka szkoda Byredo, bo gdyby zapach trzymał się dłużej, byłby totalnym hitem. Zapach jest słodki ale nie duszący, nie męczący. Pachnie owocami i zamszem, i jest to świetny mix na dzień i na wieczór. Opakowanie piękne i eleganckie, a sam zapach otula przyjemną, ciepłą mgiełką. Polecam dla szukających niestandardowych, acz pięknych perfum :)

Jedno z większych rozczarowań... Miało być uroczo, miało być jak w Royal Musce, a nawet piękniej! Tymczasem nie dość, że zapach Royal Muski nie przypomina ani trochę, to i sam w sobie jest brzydki. W składzie dominują kwiaty, ja natomiast czuję wyłącznie jakieś ciężkie, nieświeże już owoce, otulone czymś śmietankowym. Dla mnie to taki trochę gourmand, ale absolutnie nieapetyczny. Uperfumowana Bal d\'Afrique czuję się jak ubrudzona owocowo-śmietankowym deserem. Mam ochotę jak najszybciej przestać tak pachnieć. Jeden z brzydszych zapachów jakie wąchałam w ogóle i absolutnie nie wart swojej skandalicznej ceny! Jeśli ktoś ma inny gust, to może jednak używać tego zapachu jako ocieplacza-zimowego szaliczka - wydaje mi się, że u niektórych w tej roli mógłby się świetnie spisać. Używam tego produktu od: 2 miesięcy Ilość zużytych opakowań: próbka

Zawsze mnie pociągały tzw. niszowe zapachy, ale z drugiej strony się ich bałam, żeby nie pachnieć jak trawa cytrynowa albo inne runo leśne. Nigdy nie kupuję takich zapachów w ciemno. Najpierw dlugo wokół nich chodzę, psikam się okazyjnie w perfumerii, żeby sprawdzić, czy po kilku godzinach ten zapach nadal bedzie mi sie podobał i nie zmieni się w odór mokrego wilka. Bal d\\\'Afrique jest ciepły jak afrykańskie słońce na sawannie. Bardzo miło otula zapachem, ale nie jest nachalny. Nie należy go używać w nadmiarze, bo zapach jest trwały i na mojej skórze utrzymuje się cały dzień. Zdarzylo mi się nawet czuć go rano na poduszce. Perfumy poprawiają mi zdecydowanie humor w mroźne poranki, kiedy czuję unoszącą się wokół mnie ciepłą smugę Bal d\\\'Afrique. Ewidentnym minusem jest zabójcza cena perfum, ale z drugiej strony to jeden z takich zapachów, przy których oferta Sephory to tandetne odświeżacze powietrza. Używam tego produktu od: ponad miesiąca Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego flakoniku 50 ml