JLO Jennifer Lopez L.A. Glow EDT 

Lubie wody JLO, sporo ich kupuje, czesto w ciemno, przez internet. trafiam...lub nie :D, roznie to bywa...Przymierzam sie do wystawienia na allegro tych mnie udanych nabytków... L.A. Glow nie jest arcydziełem, bardziej podoba mi sie Live Luxe czy Miami Glow. lubie wody słodkie, ciepłe, owocowe, bliskie jadalnych - nie lubie subtelnych, chłodnych, kwiatowych. Nowy zapach jest gdzies posrodku - owszem, jest ciepły i słodki, ale raczej niejadalny. mamy na otwarciu owoce, lecz szybko sie okazuje, ze to nie tyle deser, co kolorowa dekoracja. apetyczne owoce sa polakierowane i artystycznie ułozone na kwiatowych paterach, wiec szybko kwiaty zaczynaja dominowac. Zapach jest srednio intensywny i srednio trwały, raczej nie ma ogona, choc z pewnoscia nie nalezy do subtelnych. jak dla mnie nie jest dziewczecy, bardziej kobiecy...choc nie bedzie to kobieta wybitnie elegancka czy wysublimowana :D Osobno słowo o butelce. kształt typowy dla tej serii, mnie odpowiada, ładne sa tez kolory - cieniowane roze przechodzace w fiolet. Nie pasuje mi plastykowy korek, a juz pierscien ( bo to nie pierscionek!) przyprawił mnie o bol zebów. rozumiem, moda na takie swiecidełka trwa. rozumiem, mam pare takich błyskotek. jednak mimo dobrych checi - nie wyobrazam sobie noszenia tego koszmarku o urodzie lampy dyskotekowej ( lampa stroboskopowa, tak...?). juz wolałam poprzednie gadzety - bransoletke z klapkami czy zawieszke do komorki...Pierscienidłu mowie stanowcze : NIE!. Ale nie wykluczam, ze bratanica sie ucieszy, jesli jej reka nie odpadnie pod ciezarem... :) Używam tego produktu od: tygodnia Ilość zużytych opakowań: w trakcie 30 ml