Wprawdzie nie jestem w docelowej grupie wiekowej, ale moja skóra na twarzy przeszła już naprawdę sporo. Dobijając 30 postanowiłam z Dermiki przerzucić się na coś mocniejszego. Wybór, nie bez udziału wizażu, padł na Avene Eluage, w mktórym się zakochałam, ale który zachęcił mnie do dlaszych poszukiwań wśród kosmetyków do twarzy tejże firmy.
Przyszła więc kolej na Serenage, jako, że uznałam, iz przywrócenie gęstości skóry to to czego mi własnie trzeba.
Kremik ma konsystencję dosć rzadką, inną niż wspominiany Eluage czy Istheal, kolr biały, zapach delikatny, ale wyrazisty. Dla mnie bez znaczenia. Rozprowadza się bez najmniejszych problemów, można stosować bezpośrednio pod makijaż, nie wpływa na utrzymywanie się fluiu, bo też szybko sie wchałania, pozostawiając wyczuwalną, ale delikatną warstewkę, którą ja nazywam ochronną.
Trudno mi oszacować dziąłani etgo kremu, jako, że innych dobrych kosmetyków używam wieczorem, jednakże mogę stwierdzić, że nieco zmieniło się napięcie mojej skóry, nie spektakularnie, ale wyczuc to pod palcami. Skóra zrobiła się także bardziej zwarta, przynajmniej wizualnie.
Nie ma więc mowy o żadnym szale, ale jako takie efekty są, co przynajmniej u mnie, w przypadku kremów na dzień rzadko się zdarzało.
Cena jak to Avene, nie podlega dyskusji, nie są to jednak najdroższe kremy świata. Dla mojej kieszeni to spory wydatek, ale mogę przyznać, że uzasadniony, tym bardziej, że krem jest bardzo wydajny, w ciagu miesiąca zużyłam około 15-20 mililitrów, więc ok 1/2- 1/3 opakowania
Używam tego produktu od: miesiac
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego