Shiseido Zen Secret Bloom EDP 

Ładniutkie, słodkie kwiatki, bez cienia kadzidła, skomponowane na jako takim poziomie, ale.... bez pazura, bez polotu bez jakiejkolwiek aury... Przeciętny zapach, ze średniej półki, bliskoskórny. Skomponowany może nie na miarę Avonu albo perfum o niewiele wyższych aspiracjach... na pewno to nie jest poziom Shiseido. Można je mieć, bo nie są złe, ale może nie za takie pieniądze. Flakon bardzo ładny. Miałam, ale puściłam dalej, bo... nic nie wnosiły w moje życie;) Używam tego produktu od: jakieś pół roku temu Ilość zużytych opakowań: zaczęte pierwsze , ale już poleciało w świat

Ja czułam tylko jasmin i frezyjkę-Nudne, nieciekawe, nie posiadają w sobie kszty oryginalności.Nudny przeciętniak.Byłam po zakupie bardzo rozczarowana.Nie miał pazura, charakteru, nie był kobiecy,był nudno-nijaki.Kwaiatki i kwiatki, ale takie bezjajeczne i płaskie.ntensywność marniutka-nikt mnie nie odarzył komplementem, co jest nieczęste przy moich upodobaniach perfumeryjnych.Niewidzialny on i osoba noszaca go.Bardzo słaba trwałość.Z kategorii drogie wspólczesne nic.Może dla kobiet młodych lubiacych bardzo lekkie subtelne zapaszki.Dla mnie zdecydowanie nie.Ja nie polecam.Flakon-cudo-za to pól gwiazdki, ale niedlatego kupujemy perfumy:) Używam tego produktu od: roku Ilość zużytych opakowań: kilka psiknięć

Uwielbiam zen i w wersji klasycznej i w wersji białej. W białej nawet najbardziej, czuję, że ten zapach idealnie mnie uzupełnia. Niestety secret bloom był wielkim rozczarowaniem. Są po prostu bardzo, bardzo przeciętne, bez tego zadziora, który ma klasyk i bez tej anielskiej delikatności, którą ma biała wersja. Najpierw pachnie alkoholem, potem utlenia się i pozostaje jeden wielki ulep połączony z kwiatkami. To nie jest zapach na miarę wyższej półki, to nie ma nic nawet wspólnego z jakimkolwiek zenem, to są perfumy, które chcą bazować na popularności zena,ale są kompletnie innym zapachem. To są perfumy, których w żaden sposób nie można zapamiętać, niczym się nie wyróżniają, są ani brzydkie ani ładne, brak im jakiegoś szlifu, jakiegoś składnika, który pozwoliłby im się wybić. Ja ogólnie uwielbiam flowerbomb extreme właśnie za to, że ma jakiś pazur zupełnie inny niż klasyczna bombka, womanity muglera za coś nieznośnego, co pociąga, chanelowe zapachy za jakąś taką nutę, która nie występuje w żadnych innych perfumach, a to.. wielkie wielkie rozczarowanie. Co do zawartości cukru w cukrze, to trzeba stwierdzić, że cukier ulatnia się z biegiem czasu i zapach staje się bardziej wytrawny, stąd może rozbierzności w ocenach tego samego zapachu, niemniej jednak pozostają przeciętne białe kwiatki. Kompletnie nie polecam tego zapachu. Używam tego produktu od: kilku miesięcy Ilość zużytych opakowań: 1 niepełne

Bardzo lubię Zen Shiseido - wersję z 2007 roku . Postanowiłam zatem spróbować nowej edycji Shiseido Zen Secret Bloom. Ani na jednych ani na drugich nie zawiodłam się. Mało tego, Secret Bloom są według mnie nieco atrakcyjniejsze niż klasyczna wersja, ponieważ nie czuć w nich cierpkości, ale za to sporo słodyczy, ciepła i jednocześnie.... świeżości. Właśnie ten kontrast pomiędzy ciepłem, a świeżością lubię w nich najbardziej. Perfumy moim zdaniem nadają się na każdą porę roku. Zamknięte są w pięknym, żółtym flakonie, który od klasycznej wersji różni się czarnym, kwiatowym motywem na korku. Jedyną wadą może być trwałość perfum - utrzymują się dosyć krótko na skórze, około 4-5 godzin. Mimo to, będę do nich na pewno wracać. Polecam miłośniczkom ciepłych, orientalnych nut, jednak niezbyt ciężkich. Używam tego produktu od: 9 miesięcy Ilość zużytych opakowań: całe 50 ml

Tak sie sklada, ze Zenami sie nigdy nie jaralam. W ogole nie odnajduje w nich Japonii z moich wyobrazen. Jednak w chwili obecnej na jednym nadgarstku mam Shiseido Zen, a na drugim Zen Secret Bloom i Bloom wypada o wiele lepiej. Klasyk Zen to dla mnie ostre kwieciuchy z meska pianka do golenia, w Bloom powaznie do glowy dochodzi kadzidlo, inna sprawa ze niestety sa skandalicznie nietrwale - na sobie nie czuje ich juz po 30 minutach! Bloom na poczatku jest szyprowy, potem kadzidlany, potem zas juz tak zwyczajnie kwiatowy. Bez rewelacji, ale gwiazdke nalezy sie za przepiekna kadzidlana nute. Zupelnie nie moge zrozumiec jednak jak ktos czuje tutaj tone slodyczy :) tona slodyczy to byla w La vie est belle...tutaj poziom nie wychodzi poza przecietnosc. Zaznaczam opcje Nie wiem, poniewaz spokojnie moglabym Bloom uzywac. zapach bliskoskorny,nie razacy otoczenia, taki wywazony, osobisty Orient dla ludzi Zachodu ;) Używam tego produktu od: Kilka dni Ilość zużytych opakowań: Probka

Ten zapach to kolejna potworność z ostatnio modnego w perfumiarstwie trendu dosypywania ton cukru do klasyków i promowania ich jako "musisz-mieć-ten-sequel-musisz-pachnieć-jak-pół-składu-metra". Bo wszystkie te słodkie dziunie pachną w zasadzie tak samo. Bloom, blossom, intense, vip, sensuelle (tylko jedno znam udane sensuelle w wariacji na klasyku - Allure Sensuelle). Cały pochód słitaśnych, hardkorowych pianek marshmallow z tyleż wielkimi, co śmiesznymi aspiracjami. Zamiast więc dodatku "secret bloom" przy "zen", dałabym "killing sugar power". Byłoby bardziej spójnie. I bez pretensjonalności, bez tej nieznośnej manii słodkiej wielkości. I koniecznie zlikwidować przedrostek "zen", bo z zen (umiarem, pewną ascezą, prostotą i wyciszeniem, przejrzystością, przestrzenią) ten koszmar nie ma nic wspólnego. Jestem ogromnie zawiedziona tym zapachem... Jest wulgarny, nadmiernie wibrujący, bardzo niespójny, denerwujący. Przytłaczający i dominujący. Próbuję ten zapach do czegoś odnieść. Czym miał być? Obok czego dumnie stanąć? Obok 212 VIP Herrery? Blisko, ale o ile Herrera popełniła zapach ciężki, to nie sposób odmówić mu spójności. Może więc Cinema? Tylko przywalona tonami pudelek z kadzidelkami? Nie? To może stary, dobry Addict zasnął na mszy w starej katedrze? Nie, bo Addict mimo powera ma piękną prostotę. Przychodzą mi do głowy potworne obrazy - duszna, parna szklarnia z krzewami jaśminu w pełnym rozkwicie, wymiotna i lepka. I jeszcze ktoś postanowił wpuścić tam opary kadzidlane. Zero powietrza. Zero mrugnięcia okiem (koniecznego przy perfumeryjnych zabawach ze słodyczą!). Zero zen. Jeden z najbardziej nieudanych zapachów ostatnich miesięcy. Tandeta dla niewyrobionych nastolatek w szczycie burzy hormonalnej. Shiseido przeszło bardzo długą drogę z zen, od dawnego klasyka do dzisiejszej makabry. I na tej drodze maksymalnie się pogubiło. Ale cóż, pecunia non olet, więc odcinanie kuponów idzie na całego. Żal. Last but not least - te słodziuśne klimaty walcowano już miliard razy. Używam tego produktu od: podchody - dostałam w prezencie Ilość zużytych opakowań: w trakcie 50 ml

Dodałam więc i ocenić należy. Zapach dostałam na 5 rocznicę od Narzeczonego. Jak się okazało poszedł do sklepu z myślą o kupnie Christiny Aguilery Red Sin (kocham je) ale jako, ze nie było to pani poleciła mu te "bo podobne". Pierwsze co zobaczyłam to oczywiście flakon, piękny ! To są moje pierwsze perfumy Shiseido ale widzę, że wszystkie mają ten sam flakon a różnią się kolorami czy dodatkami, tu jak widać po zdjęciu cieszymy oko pięknymi kwiatami. Zapach jest mocny, elegancki ale przy tym zalotny, na randkę do restauracji jak znalazł. Jaśmin i kadzidło to jest to co najbardziej czuć w tych perfumach a to czynie je trochę orientalnymi i ciekawymi. Jednak muszę się zgodzić z opisem który dodałam a mianowicie mimo tej ciepłej, dość mocnej i orientalnej nuty w perfumach jest pewna świeżość. To czyni je jeszcze bardziej ciekawymi i jedynymi w swoim rodzaju. Co do trwałości to ja nie narzekam bo na mnie trzymają się bardzo dobrze. Jak najbardziej polecam bo dla mnie to strzał w 10 a Narzeczony jak zwykle trafił w mój gust. Używam tego produktu od: stycznia 2013 Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1 - 50 ml